Pamiętacie ten wpis? Przybliżałam Wam w nim jedną z moich ulubionych „przegryzek” czyli ziarna ekspandowane firmy Soligrano. Post powstał przy współpracy z producentem, który przesłał mi próbki swoich produktów. Nie były to typowe testy, ponieważ ziarna ekspandowane znałam już wcześniej i zajadałam się nimi nałogowo. Pierwszy raz na ich produkty trafiłam w sieci znanych drogerii. Niestety, nie wszystkie rodzaje ziaren były tam dostępne. Ponieważ byłam bardzo ciekawa innych smaków, sama zwróciłam się do producenta z prośbą o ich udostępnienie, jednocześnie informując, że swoje wrażenia opublikuję na blogu, wobec czego producent nie protestował. „Testy” przeszły pomyślnie, ich wyniki przedstawiłam na blogu. Wpis opatrzyłam informacją, że powstał on we współpracy z konkretną marką. Ziarna zajadam do dzisiaj. Podobnie jak wiele innych zdrowych produktów, które kupuję jak zwykły Kowalski w sklepie. Dlaczego wracam do tego wpisu?
W ostatnim czasie wielkie spore poruszenie wywołała historia bloggerki, która zwróciła się do ekskluzywnego hotelu
z propozycją „zareklamowania” obiektu na swoim blogu w zamian za udzielenie nieodpłatnej gościny autorce oraz jej partnerowi. Burzę wywołała nie tyle propozycja, co odpowiedź jaką otrzymała. Właściciel hotelu w bardzo dosadny sposób odniósł się do propozycji. Nie będę tutaj przytaczać szczegółów wypowiedzi – możecie ją przeczytać tutaj. Ogólny sens można podsumować tak: „Twój pobyt kosztuje – to czyjaś praca, to koszt mediów, produktów. To koszty, których nie da się pokryć pozytywną opinią na blogu”. Właściciel zarzucił wprost dziewczynie, że nie ma godności proszę o coś za darmo.
W tym momencie można się oburzyć, że przecież nie będzie to za darmo. Przecież na blogu powstanie wpis. Z pewnością pozytywny. Hotel zostanie opisany w samych superlatywach. Zapewne tak samo zostanie przedstawiona obsługa, serwis
i wszelkie wygody. To wszystko opatrzone idealnymi fotografiami. Bo jak inaczej? Wszak taka jest niepisana umowa – „Ty mi coś fajnego/dobrego/smacznego/wygodnego – ja Tobie pozytywną opinię”. Co z tego, że być może nie zawsze zgodną
z prawdą i rzetelną. Liczą się słupki. I popularność. A to, że ktoś zachęcony wpisem kupi pozytywnie zaopiniowany przedmiot i mocno się rozczaruje. No cóż… Tego w umowie barterowej już nie ma.
Nie zrozumcie mnie źle. Nie mam nic przeciwko wpisom sponsorowanym i recenzowaniu urządzeń/kosmetyków/usług przez bloggerów. Wszak blogi, szczególnie te popularne, to dla wielu źródło wiedzy i opinii. Sama czytam post-recenzje. Podchodzę do nich jednak z pewną dozą sceptycyzmu zbudowaną na informacji „post sponsorowany/powstał we współpracy z firmą XYZ”. Szczególnie „cieszą” mnie recenzje i opinie negatywne. Spokojnie – nie jestem złośliwcem karmiącym się cudzym nieszczęściem. Negatywne opinie cieszą mnie, ponieważ są dowodem na to, że ten blogger, ta bloggerka jest obiektywna. Nie zachwala pod niebiosa wszystkiego, co tylko otrzyma od producentów ale zachowuje zdrowy rozsądek. Chociaż muszę przyznać, że rzadko można spotkać autorów wystawiających negatywne recenzje. A już na pewno nie zobaczymy wtedy pod wpisem informacji o producenckim wsparciu. Szkoda. Może warto zdobyć się na odwagę i zdać na szczerą opinię?
A jak jest u Was? Zdajecie się na opinie i recenzje wpisywane na blogach? Co myślicie o postach sponsorowanych? Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii.
2 komentarze
Nie słyszałam o tej historii..Ale dziwna sytuacja, dla mnie oprócz pobytu za darmo, blogerka powinna dostać jeszcza zapłatę. Barter, jeśli ma dobre zasięgi to jednak za mało 😉 I taka recenzja powinna być obiektywna, ale rzeczywiście nie każdy do tego tak podchodzi
Dla mnie obiektywizm to podstawa. A nie sądzisz, że oferta powinna wyjść od hotelu?