Jak wyobrażacie sobie wydarzenie pt. “Weekend z joga w Siedlisku Ciszy”? Dla ułatwienia dodam, że owe miejsce położnoe jest w Kotlinie Kłodzkiej, na końcu świata, gdzie przy sporych opadach śniegu człowiek jest odcięty do świata. Brzmi wspaniale, prawda? Resztę można sobie tylko dopowiedzieć – bajkowy krajobraz, cisza, spokój, godziny poświęcone relaksacji i ćwiczeniom. I w tym wszystkim ona – świezo upieczona mama 3-miesięcznego stworzenia. I on – czyli jej mąż i jego tata. Informatyk. Niby wszystko wspaniale. Niby to dziecko leżało na kocu, w kącie sali, nie biegało, nie krzyczało ale… Ona:
– cały czas zerkaął w stronę kąta komentując poczynania stworzenia
– gdy stworzenia nie było w sali, bo pozstało z tatusiem, so..w trakcie oznajmiała wszem i wobec, że musi pójść karmić, bo “o, takie już mi się plamy na koszulce zrobiły”
– jadła wszystko to, co postali jogowicze czyli wszlkiej maści rośliny strączkowe, co jak można się domyślic odbiło się na smopoczuciu stworzenia, a zaskutkowało nieprzespaną nocą innych lokatorów
Tak, wiem – zaraz posypią się na mnie gromy, że jestem nieczuła/zupełnie pozbawiona wrazliwości, że dzieci wspaniałe i przecież Stworzenie mi nie przeszkadzało – bezpośrednio.
Ale mimo wszystko uważam, że:
– nie muszę chcieć oglądać zaplamionej mlekiem koszulki
– wyciąganych przy stole, w trakcie posiłku piersi
– wychodząc z pokoju w gąszczą suszących się pieluch
I tak – po raz kolejny – wiem, że mogłam zwrócić na to uwagę, powiedziec, że mi przeszkadza.
I tak zrobiłam. W luźnej rozmowie z jedną z uczestniczek warsztatów – młodą bezdzietną osobą, która….spiorunowała mnie spojrzeniem 🙂
BTW relacja foto z bajkowych krajobrazów już niebawem
Brak komentarzy