Stało się. Zaczęłam pracę. Normalną. Od poniedziałku do piątku. Od dziewiątej do siedemnastej. Jak statystyczny Kowalski. A jeśli praca, to i miejsce zamieszkania, bez zmian. Przynajmniej na czas trwania umowy. Co jeszcze? Mnóstwo fascynujących rzeczy:
– komunikacja miejska – pamiętać żeby kupić bilet, uważać na “staruszki-symulantki” na przystankach, uważać na przedszkolaki, które potrafią całą grupą, “z Panią” jechać do kina właśnie tym tramwajem
– miasto samo w sobie – sklepy, gdzie wybór pieczywa przyprawia o ból głowy, samochody i pojazdy nadjeżdżające z najmniej oczekiwanych kierunków
– dobra doczesne – kurtka zimowa albo lepiej płaszcz, buty zimowe – nie trekkingi tylko jakieś bardziej wyjściowe kozaczki, torebka zamiast plecaka i co najmniej dżinsy zamiast bojówek..
A przede wszystkim porządek dnia/tygodnia/miesiąca, który głośno i wyraźnie mówi: “Nie jesteś już sobie sterem, żeglarzem, okrętem…”
Na pocieszenie, z afrykańskiego archiwum, a dokładnie z holu etiopskiej toalety:
1 Komentarz
Gratuluję i życzę wielu doznań… zawodowych.