Nic mnie tak nie irytuje, jak czytanie książek tworzących serię w zaburzonej kolejności. Nim rozpocznę lekturę czegoś, co nosi nawet najmniejsze znamiona serii, sprawdzam dokładnie, czy czegoś wcześniej już nie było. I jak możecie się domyślić, w przypadku przygód Komisarz Fors, właśnie ten błąd popełniłam. Już czytając “Duchy wiatru” pewne wątki były dla mnie lekko niezrozumiałe ale zrzuciłam ta na karb niepamięci. Jak się okazało – nie pamięć zawiodła ale zwykłe roztargnienie dało o sobie znać. Wróćmy jednak do książki.
Znika mała dziewczynka, a wcześniej giną jej rodzice. O ile ona znika praktycznie bez śladu, a tyle po rodzicach ślad pozostaje – dwa postrzelone trupy w domowym jacuzzi. Zbrodnia niemal perfekcyjna i wydawałoby się – nieuzasadniona. No bo komu mogła zaszkodzić para Szwedów, przedstawicieli klasy średniej, w dodatku rodzice adopcyjni małej dziewczynki pochodzącej z Azji? Tego musi dowiedzieć się Malin i jej współpracownicy. Szczególnie zaś młoda Pani patolog, której motyw adopcji jest szczególnie bliski.
Moja ocena:
8/10