Browsing Tag

wegetarianka w skórze

Dla ciała Garderoba less waste Wegetarianka w skórze

Moje typy czyli polskie marki, którym jestem wierna od lat

27 stycznia 2020

Nie jestem modowym zwierzem. Zupełnie. A od kiedy przeszłam na minimalizm to już zupełnie niezakupowa i niemodowa jestem. Co nie zmienia faktu, że jednak coś na siebie muszę założyć, gdy wstaję z łóżka czy gdy wychodzę do ludzi. Dlatego kupuję. I, pomimo, że mieszkam w mieście, gdzie w czasie wyprzedaży można się naprawdę dobrze i niedrogo obkupić, rzadko korzystam z tych opcji. Nie mam takiej potrzeby, a gdy już taka konieczność się pojawia, zakupy robię w PL, ponieważ pomimo przeprowadzki do DE, pozostałam wierna polskim markom. I dzisiaj o nich.

Polskie marki

Polskie marki – Słoń Torbalski,        Big Star, Wojas

 

Spodnie na krótkie nogi

 

Nie jestem krasnoludkiem, ale też nie żyrafą. I ciężko mi kupić dżinsy, które wcisnę na swoje nieco szersze cztery litery ze świadomością, że nie będę ich musiała cztery razy podwijać. Jedyna marka, która jest w stanie ogarnąć moje gabaryty to Big Star. Ich spodnie pasują zawsze (no dobrze…jak się obżerasz przez święta, to nie pasują.. ale wtedy nie pasuje nawet dres XXL).  Jeszcze nigdy nie skracałam dżinsów u nich kupionych. Są idealne. Co ważne, mają wszystkie modele, których potrzebuje. A jestem bardzo wybredna – dopadają rurki o przekroju 3 cm,  spodnie z talią pod żebra, niby-modne niewykończenia czy bezpłciowe boyfriend’y. Jak widzicie, ciężko ze mną, a mimo to, dżinsy kupuję tylko u nich. W sumie nie tylko dżinsy. Ma też kilka t-shirtów z bawełny organicznej kupionych lata temu, które do dzisiaj nie straciły kształtu, koloru i rozmiaru. Podobnie jak skarpety. Zresztą o skarpetach z Big Stara pisała ostatnio Kameralna.

 

Buty z Podhala

 

Nie wiem, jakie pokolenie reprezentujecie, ale jeśli to 30 +/-, to być może pamiętacie „Relaksy”. Znienawidzone przez dzieci kozaki produkowane w Nowym Targu, w których nie szło się ślizgać. Nie miałam takich, ale wszyscy wokół mieli i bardzo im współczułam. „Relaksy” odeszły do lamusa wieki temu, by powrócić w wielkim blasku jakieś dwa sezony temu dzięki marce Wojas. I to jest właśnie druga polska firma, której jest wierna od lat. Zdecydowana większość butów, które noszę (poza sportowymi), to właśnie Wojasy. Najlepsze pod słońcem skórzane trzewiki, półbuty i baleriny. Z prawdziwej skóry, nieśmierdzące chińskim klejem, super wytrzymałe. O tym, jak są wytrzymałe świadczy fakt, że zakupy w Wojasie robię raz na rok, może dwa lata. Ostatnie miały miejsce początkiem stycznia, gdy szukałam następcy dla trzewików, który, po siedmiu latach noszenia nie mógł już pomóc nawet szewc (bo ja jestem z tego sortu, który nosi buty do szewca, nie do kontenera na śmieci)

 

Krakowski design

 

Wspominałam już kiedyś, że pomimo swoich wege-skrzywień, noszę ubrania i dodatki skórzane. Jeśli ktoś się w tym momencie burzy – zapraszam po wyjaśnienia tutaj. I teraz będzie o dodatkach właśnie, a dokładnie o jednym, czyli o torebce.  Gdy jeszcze byłam studentką krakowskiej Alma Mater, zakochałam się w torebkach ze Słonia Torbalskiego. Codziennie przechodziłam koło ich sklepu na ulicy Sławkowskiej i tęsknym wzrokiem patrzyłam na ceny, które były równe mojemu stypendium. Obiecywałam sobie, że gdy już będę dorosła i bogata, to Słonia Torbalskiego sobie kupię. I kupiłam. Pierwszego zaraz po rozpoczęciu pierwszej pracy. Przeżył ze mną 5 lat, by zaginąć w czasie przeprowadzki do Wrocławia. Drugiego jakieś 3 lata temu. Ten drugi jest ze mną do dzisiaj. To klasyczna, czarna jednokomorowa, torba z uszami lub jak chce K. „worek na zanętę”. Ponadczasowa  i pasująca do wszystkiego torebka. Chodzi ze mną do pracy, jeździ na zakupy i wakacje, nawet do Rzymu ją w marcu zabiorę – a co! Słoń Torbalski poza ponadczasowym designem to też solidny materiał i jeszcze solidniejsze wykonanie. Nie wyobrażam sobie innej torebki. Ta i tylko. Dosłownie, bo ja nie mam torebek na różne okazje. Mam tylko Słonia. No i plecak na laptopa, ale to już inna bajka.

 

A Wy? Macie swoje ulubione marki, którym jesteście wierni od lat? Chętnie poznam Wasze typy.

Dla ciała Filozoficznie Wegetarianka w skórze Zdrowo Zjedz i wypij

Wegetarianka w kaszmirowym swetrze cd.

18 listopada 2019

Dawno już nie było wegeteriańskich wątków, dlatego dzisiaj trochę scen z bezmięsnego życia. Wbrew pozorom sprawa tak osobista, jak sposób odżywiania, może wzbudzać nie tylko ciekawość ale też kontrowersje. Z resztą – sami poczytajcie.

„To co ty jesz, jeśli nie jesz mięsa?” – to klasyk, który zna chyba każdy wege. Tak, jakby dieta nie-jarosza opierała się w 100% na mięsie i jego przetworach. Na śniadanie parówka, na obiad schabowy, na kolację kiełbasa. Czy ktoś z Was, nie-wege,  tak się odżywia? Nie sądzę. Jecie przecież owsianki, kluski, placki, naleśniki, makarony itp. No i ja właśnie to jem. Mało tego. Jem rzeczy, o których Wam się nie śniło. Pasztet z pieczarek i kaszy gryczanej (by Jadłonomia), pasta z fasoli i pieczonego czosnku czy flaki z boczniaków. Jedliście? No właśni – a ja jadłam i jem!

„Ale ryby to chyba jesz?” albo dla odmiany „To ryb też nie jesz?” – wypowiadane z kompletną dezaprobatą. Aż korci żeby odpowiedzieć: „Jem, Przecież dzisiaj ryby to już nie mają mięsa tylko plastik i metale ciężkie”. Zdumiewające, jak szybko ryba w ludzkim umyśle przechodzi przemianę. Jak długo macha płetwą ogonową w rzece czy akwarium, tak długo jest zwierzątkiem; gdy tylko wyjąć ją z wody – to już nawet tkanki mięśniowej nie ma. Cudowne przemienienie, co? A zupełnie poważnie – ten tok myślenia, to prawdopodobnie spadek po “diecie katolickiej”, w której w piątki nie jada się mięsa ale ryby jak najbardziej. Swoją drogą – ten temat też musze zgłębić. Będzie wpis o piątkowej rybie bez mięsa 😉

„Ale to nie mięso, to kurczak!” – to jak dla mnie większe przebicie niż bezmięsna ryba. I na to nie znajduję już naprawdę żadnego wytłumaczenia. Serio, serio. Żeby jeszcze podciągnąć pod to cały drób…ale jakoś kaczki, gęsi czy indyka, nikt mi nie oferował, za to kurkę to jak najbardziej. A to przecież, idąc w spożywczą nomenklaturę – może i filet być i szynka 😉

„Mięsa nie jesz ale buty/torebkę/kurtkę skórzaną nosisz!” – to wypowiadane z przekąsem, a czasem dziką satysfakcją. No właśnie – ja słusznie zauważono – „noszę”. Nie przeżuwam, nie zagryzam, nie połykam czy oblizuje tylko noszę. Bo dla mnie wegetarianizm to sposób odżywania. Nie styl ubierania czy praktyka duchowa tylko zwyczajnie rodzaj diety. I tyle. Było już kiedyś o tym, że dla mnie to co pakuję do ciała jest tak samo ważne jak to, co na tym ciele noszę. Nic się w tej materii nie zmieniło.

A jak u Was? Jecie mięso czy nie? A może znacie jakieś wege-klasyki. Podzielcie się – chętnie poczytam,