Browsing Tag

Vivian Restaurant

Zjedz i wypij Życiowo

Na językach – Vivian Restaurant

30 grudnia 2016

Nie lubię tłumów, zakupów i galerii handlowych. Uwielbiam kino i dobre jedzenie. Czasem, dla tego co lubię, jestem w stanie tolerować to, za czym nie przepadam. Pod warunkiem, że film jest dobry, a jedzenie smaczne, pięknie podane i konsumowane w klimatyczny miejscu. Tak było wczoraj. Nie będę się rozwodzić nad kolejną częścią „Gwiezdnych Wojen” ale opowiem Wam o jedzeniu i fantastycznym miejscu.

Vivian Restaurant na kulinarnej mapie Wrocławia pojawiła się przed rokiem, jednak dla mnie jest odkryciem. Pierwszy raz trafiłam tam właśnie wczoraj. I to zupełnie przypadkiem. Seans kinowy miała poprzedzić kolacja ze znajomymi. Nie planowaliśmy jednak gdzie i co będziemy jeść. Los, a dokładnie tłumy shoppingowców zdecydowały, że trafiliśmy do Vivian.

Zaskoczenie już od progu. Przede wszystkim – nazwa. Dla mnie, miłośnika fotografii – kojarząca się jednoznacznie. Dla niewtajemniczonych – nawiązuje do Vivian Maier, nowojorskiej niani, która w latach 50-tych swój wolny czas poświęcała na fotografowanie amerykańskiej ulicy. I wystrój restauracji delikatnie przenosi nas w czasy niani-fotografki. Jest niemal minimalistycznie, prosto i jasno. Na ścianach fotografie i odnośniki do Maier. W tle delikatna muzyka, jednak na tyle głośna, by skutecznie „odciąć” od zgiełku pasażu handlowego.

Bardzo szybko pojawia się kelnerka z kartą menu. Równie szybko wróciła, pytając o wybór napojów, równocześnie dając czas, na wybór dań. A jest w czym wybierać. Nie mam tutaj na myśli wielkości karty i ilości potraw.  Cała lista dań mieści się na podkładce formatu A3, nie jest przytłaczająca. Jednak różnorodność składników i smaków jest imponująca. Znajdziemy tutaj owoce morza, dziczyznę, wołowinę, wieprzowinę, ryby i drób w wielu odsłonach. Jest tradycyjny filet z kurczaka i kaczki w towarzystwie kluseczek szpinakowych czy sosu wiśniowego. Ryby reprezentuje łosoś w grzybowym risotto i dorsz z ziemniaczanym fondant. Wielbiciele włoskich smaków mogą wybierać między trzema rodzajami pappardelle, a burgerożercy staną przed dylematem – burger wołowy (rozmiar XXL) czy z grillowanym kurczakiem. W karcie znajdziemy również zupy, sałatki i desery, a wszystkie dania bezglutenowe i wegetariańskie, odpowiednio opisano.

Odwiedziłam Vivian w godzinach wieczornych, kiedy obowiązywało już menu złożone z dań obiadowych. Wiem jednak, że restauracja ma menu uzależnione od pory dnia. Od godziny dziewiątej do dwunastej obowiązuje karta śniadaniowa, w której znajdziemy zarówno opcję z pieczywem, jak i jajkiem w roli głównej. Po śniadaniu przychodzi czas na lunch – w skład którego wchodzi zupa dnia oraz danie główne. To, czym będziemy się zajadać danego dnia, zależy od pomysłowości szefa kuchni. A te pomysły…podobno palce lizać.

Uzupełnieniem dań są napoje. Bar Menu w Vivian zadowoli nawet największe marudy. Ja tradycyjnie zadowoliłam się lampką wytrawnego białego wina, a w ramach deseru – świeżo wyciskanym sokiem z grejpfruta (podane w gustownych, szklanych butelkach – bajka!). Moi towarzysze rozsmakowali się w piwie z lokalnego browaru Kormoran. Sądząc po minach – smakowało.

Kończąc te peany i zachwyty chciałabym dodać łyżkę dziegciu – dla równowagi. Niestety, nie mam na co narzekać. Wszystko było idealne. No może tylko krzesełka mogłyby być bardziej wygodne.

A Wy, co polecicie w swoich miastach? Jakich kulinarnych odkryć dokonaliście w ostatnim czasie? Pochwalcie się i zainspirujcie – chętnie poczytam.