Browsing Tag

tanie latanie

Obyczajowe Życiowo

Podróż za jeden uśmiech

22 marca 2017

Bardzo popularne w ostatnim czasie jest tanie podróżowanie. Co to znaczy? Zazwyczaj tani przelot – bilet lotniczy kupiony w promocji, nocleg w hostelu albo na “zaprzyjaźnionej kanapie”. Można? Można. I jest to bardzo popularne, a ja sama podziwiam osoby, które potrafią tego rodzaju wyjazd zorganizować. Nie wiem, czy potrafiłabym zorganizować sobie taką przygodę. Wiem natomiast, że decydując się na wyjazd, szczególnie w miejsce odmienne pod względem geograficznym, historycznym czy obyczajowo-kulturalnym, chciałabym to miejsce dokładnie poznać. Pod każdym względem. Zobaczyć zabytki, posmakować kuchni, poczuć kulturę. A to jak wiadomo kosztuje. Jak sprawić, żeby tanie podróżowanie było przyjemnością, nie męką? W ramach odpowiedzi opowiem Wam o dwóch znanych mi osobach.

Pierwsza z nich to Marta, znajoma z czasów studenckich. Poznałam ją na uzupełniającym kulturoznawstwie. Marta rok akademicki zaczęła pod koniec października, ponieważ przeciągnął się jej wakacyjny wyjazd do Maroka. Oczywiście nie były to wczasy all inclusive. Moja znajoma spędziła 30 dni z plecakiem i karimatą podróżując po miejscach, które wydawały się jej interesujące. Nie miała wcześniej planu “wycieczki” – każde kolejne miejsce wybierała spontanicznie. Jeśli zainteresowała ją zapomniana osada, docierała do niej, nie bacząc na koszty. Oczywiście w ramach rozsądku. Nocowała tam, gdzie akurat znalazło się miejsce. Czasem był to hostel, czasem pokój gościnny w domu nowo poznanych Marokańczyków, a czasem – gdy nie było alternatywy – “normalny” hotel. Chłonęła Maroko (i każde inne miejsce) całą sobą. W lokalnych jadłodajniach i restauracjach zamawiała miejscowe przysmaki. Podróżowała komunikacja publiczną, by być jak najbliżej tubylców. Dla tego samego powodu starała się dotrzeć na piechotę do wielu miejsc. Jej bagaż zawierał najpotrzebniejsze minimum z założeniem, by było miejsce na “pamiątki z podróży” czyli ręcznie wytworzoną biżuterię, lokalne wino czy słodycze, przyprawy. Czym sugerowała się kupując bilety? Na pewno ceną ale przede wszystkim tym, czy w danym momencie – porze roku – jest sens lecieć w dane miejsce. Liczył się dla niej też czas podróży – chciała na miejsce dotrzeć szybko i w miarę wypoczęta. By chłonąć całą sobą wymarzoną destynację. A później wracała – szczęśliwa, pełna wrażeń i zachwytów. Opowiadała o tym co zobaczyła, zwiedziła, jadła, z kim rozmawiała, kogo poznała. I zaczynała szukać pomysłu na kolejny wyjazd. Bo w nieznane wyjeżdżała raz do roku.

Druga osoba to Joasia. W przeciwieństwie do Marty, ją poznałam w poważnym “dorosłym” życiu i jakoś nigdy nie weszłyśmy w bliższą relację. Co łączyło ją z Martą? Podróżowanie. Asia była chyba wszędzie. Egipt, Indie, Maroko, Tajlandia, Hiszpania, Włochy, Grecja, Karaiby. Zagraniczne i krajowe wycieczki w jej przypadku zdarzają się kilka, jeśli nie kilkanaście razy do roku. Jest to możliwe – wystarczy umiejętnie podzielić urlop, wykorzystując długie weekendy. Większym problemem wydawać by się mogły finanse. Wszak podróże kosztują. Ale Joasia radzi sobie i z tym. Jest mistrzem tanich okazji. I to właśnie okazje, promocje w liniach lotniczych czy biurach podróży decydują, gdzie pojedzie w najbliższym czasie. Nie ma znaczenia, że w Paryżu była już trzy razy (i nigdy nie zobaczyła Luwru) – skoro “rzucili” tanie bilety do stolicy Francji, trzeba lecieć. Kolejny wyjazd na Kretę? Oczywiście – byle bilet był tani, a miejscówka z kuchnią, by samodzielnie ugotować przytargane z Polski danie typu gorący kubek. W czasie tego typu wyjazdów Asia porusza się najczęściej komunikacją publiczną, bynajmniej nie dlatego, by poznać lepiej tubylców, za którymi z resztą nie przepada (bo Arabów się brzydzi). Komunikacja zbiorowa jest najtańsza. Asię szczególnie fascynuje architektura, a dokładnie budynki. Koniecznie podziwiane z zewnątrz czyli bez biletu. Nie miałam jednak okazji dowiedzieć się, co ciekawego zobaczył na przykład w czasie ostatniego pobytu w Tokio. Asia wraca i chętnie opowiada – na czym zaoszczędziła, gdzie można wejść nie płacąc wstępu, bez czego się obeszła i jak to sprytnie zrobiła z ukrycia zdjęcia tam, gdzie wymagana jest opłata. A później siada do laptopa i rozpoczyna polowanie na kolejną okazję.

A Wy, jak podróżujecie? Delektujecie się miejscem i smakujecie go na wszelkie możliwe sposoby, czy może zaliczacie kolejne promocyjne miejscówki?