Browsing Tag

szafa mnie wciąga

Dla ciała Garderoba Wegetarianka w skórze

Lato..nie odchodź jeszcze czyli sezonowa wymiana gaderoby

11 września 2020

Jak mocno by nie zamykać oczu, trudno nie zauważyć, że lato odchodzi. Skręca nasze termometry do maksymalnie 20 stopni, zabiera lekkie sukienki, przewiewne topy, krótkie spodenki i w sandałach czy japonkach biegnie do Australii. Zostawia przy tym szeroko otwarte drzwi dla jesieni, która już powoli się do nich zbliża w skórzanej kurtce narzuconej na lekki sweterek, z szyją opatuloną chustą i w sztybletach czy innych butach za kostkę. Jakby pięknie to przejście nie wyglądało, fakt jest faktem – garderobę czas zmienić.

Ubrania z naturalnych tkanin

Minimalistyczne zmiany

Zabrałam się do tego i ja. Zrobiłam to dzisiaj, z racji wolnego od pracy dnia. I pomimo słońca za oknem i 25 stopni na termometrze, dzielnie walczyłam z garderobą. No dobrze, trochę przesadzam. Było 25 stopni ale nie była to walka. Od kiedy opanowałam swoją szafę, nawet sezonowa zmiana wieszaków nie jest straszna. Nie mam piętnastu kartonów z setką swetrów, wełnianych spódnic i spodni, kozaków do kolan i czap na syberyjską zimę. Tak naprawdę cała „zima” w moim przypadku mieści się w jednym kartonie przeprowadzkowym szwedzkiej firmy. I jest tam wszystko poza butami. Gdy przychodzi do „transformacji”, wyjmuję ten karton zza wieszaka, opróżniam, napełniam i znów za wieszak chowam.  Skala procesu wynika z faktu, że przede wszystkim nie mam zbyt wielu ubrań. Ale nie tylko.

Zmiana klimatu w szafie

Na pewno zauważyliście, że zimy, które przerabiamy od kilku lat „To nie to, co kiedyś” jakby powiedział sędziwy staruszek. Nawet jeśli dane jest nam doświadczyć temperatury niższej niż -20 stopni, to dzieje się to sporadycznie. Nie ma śniegu po kolana czy jesiennej pluchy doprowadzającej do przemoczenia butów. Można powiedzieć, że przyroda obchodzi się z nami w miarę delikatnie i to przekłada się na naszą garderobę. Przede wszystkim, nie potrzebujemy wspomnianych wcześniej kozaków czy ciepłych butów do kolana. Spokojnie można przejść jesień i zimę w sztybletach. Ba, znam takich którzy przebiegną te dwie pory roku w skórzanych sneackersach. Puchowe kurtki z kołnierzami powyżej uszu też raczej mało się przydają. Nawet ciężkie, długie wełniane płaszcze nie są nadużywane. A że nie są bardzo potrzebne, nie mamy ich też w kartonach z „zimą”. A jeśli już są, to w ilościach szczątkowych.

 

Elementarna ponadczasowość

Na to, jak wygląda sezonowa wymiana garderoby, spory wpływ ma też fakt, że wiele ubrań w naszych szafach jest „ponadsezonowych”. Najlepszym tego przykładem są dżinsy. Nie wiem jak to wygląda u Was ale u mnie dżinsy są naprawdę całoroczne. No, może ta jedna para z dziurami na kolanach zimą jest mniej używana. Jednak pozostałe trzy pary eksploatuję przez cały rok. Noszę klasyczne, granatowe modele z Big Stara, które nie wychodzą z mody, tworząc z nich idealne zestawy na każdą okazję. Podobnie jest z koszulkami. Mam 7 czy 8 sztuk najprostszych białych T-shirtów. Latem zakładam je jako góry do dżinsów czy spodenek, gdy robi się chłodniej, idealnie nadają się jako „ocieplacz” pod sweter czy bluzę. Same bluzy też mam w obiegu przez cały rok. Latem co prawda rzadziej – tylko wtedy, gdy robi się naprawdę chłodno ale przez pozostałe miesiące, zdecydowanie częściej. No i buty. Klasyczne New Balance mam w szafce z butami przez 12 miesięcy. W sumie trampki, które noszę latem, też zdarza mi się założyć jesienią, gdy ta jest w miarę ciepła i sucha.

 

Przybyło i ubyło

Co w takim razie z mojej garderoby zniknęło? Trochę tego wbrew pozorom jest. Zdjęłam z półek i wieszaków 2 letnie sukienki, których prawie nie nosiłam. Pożegnałam się też z 3 parami szortów i dwiema lekkim koszulami, z których tworzyłam zestawy na upały i były naprawdę mocno eksploatowane. Zniknęły podszyte wiatrem spodnie alladyny i 3 topy na szerokich ramiączkach noszone tylko latem. Do kartonu spakowałam też 1 parę sandałów i 1 baleriny. Pożegnałam się też z jednoczęściowym strojem kąpielowym, którego nie miałam okazji użyć i z namiętnie użytkowanym tego lata granatowym bikini. Schowałam też 4 topy do biegania, których na pewno już w tym roku nie użyję

Z kartonu wyjęłam 1 kaszmirowy golf i 2 wełniane, lekkie sweterki. Światło dzienne ujrzały też 2 pary butów za kostkę (sztyblety i trzewiki z szeroką cholewką). Wypakował też, chociaż mam nadzieję, że nie będę jeszcze musiała ich używać okrycia wierzchnie. W moim przypadku to szary, wełniany płaszcz do kolana z Benettona, który służy mi już 7 lat i czarna, też wełniana, krótka kurtka zakupiona w ubiegłym roku. A, i jeszcze 4 szale do opatulania i 2 czapki. Uzupełniłam też półkę z ubraniami sportowymi – dołożyłam do niej 2 pary legginsów (zwykłe i ocieplane).

 

Detale

Z porami roku zmienia się u mnie również zapotrzebowanie na dodatki, a w zasadzie jeden dodatek czyli torebkę. Latem zastępują ją lniane plecaki – grantowy albo w niebiesko-białe paski; zimą mieszczę się w torebce – typowym, czarnym worku. Mam ją już 5 lat, a że to piękny skórzany Słoń Torbalski, zupełnie nie traci na wyglądzie. Do tego dochodzą dwie pary rękawiczek jak na prawdziwego zmarzlucha przystało.

 

Jak widzicie, nie ma tego zbyt wiele. Całą wymianę ogarnęłam w niecałe dwie godziny. Mogę już spokojnie zaczynać jesień chociaż zupełnie mi to nie w smak. A jak z tym u Was? Robicie w ogóle takie wymiany czy macie wszystko pod ręką przez cały rok?

 

 

 

 

Dla ciała Garderoba

#rokbezzakupow

16 marca 2020

Inspiracją przy tworzeniu tego postu były blogi. Często dzieje się tak, że dostrzegam jakieś zjawisko czy trend dopiero, gdy przemielą temat już wszystkie znane blogerki. Tym razem nie jestem aż tak bardzo spóźniona, bo na #rokbezzakupow trafiłam w połowie lutego (czyli tylko 6 tygodni po oficjalnym rozpoczęciu 😉 i spotkałam się z nim na dwóch czytanych przeze mnie regularnie blogach. Przejdźmy do rzeczy

 

 

Jakich zakupów?

Bo chyba od tego należy zacząć. Nie wydaje mi się możliwe przeżycie chociażby tygodnia bez zakupów spożywczych, a miesiąc bez wizyty (nawet wirtualnej) w księgarni, to już zupełna abstrakcja. Hasło #rokbezzakupow dotyczy oczywiście zakupów odzieżowych. Czyli w sumie temat do ogarnięcia. Ubrania to nie są rzeczy, które znikają jak chleb czy płatki owsiane i regularnie trzeba uzupełniać zapasy. Przy dobrej organizacji szafy, wydatki na szeroko pojęta garderobę mogą być naprawdę sporadyczne. Można dyskutować, że przecież zużywają się skarpetki czy inne elementy bielizny. Tak, to fakt. Nie chodzi jednak o czepianie się szczegółów tylko zasadę. Reasumując – #rokbezzakupow – to da się zrobić.

Ale dlaczego bez?

No właśnie – dlaczego? Żeby zaoszczędzić? Żeby szafa nie przerosła? A może żeby przejrzeć swoje zasoby i wykorzystać maksymalnie to, co się już ma. Można też przestać kupować ubrania, by być bardziej eko. Każdy z tych powodów jest super w zależności od tego, na jakie „bolączki” cierpimy i co chcemy tym postanowieniem w swoim życiu usprawnić. Ale na litość jeża…jeśli czytam post, w którym autorka podsumowuje swoje roczne wydatki i ocenia ubraniowe zakupy z 2019, a pod nim komentarz w stylu: „Rany…wydałaś tylko xxx PLN, a ja xxxx..nigdy nie będę tak cudowna jak Ty…muszę przestać kupować..”, no to troszeczkę mi się ulewa. Mam ochotę odpisać, że oczywiście – NIGDY nie będziesz tka cudowna, bo nie jesteś autorką tego postu….bo masz inne życie…inne potrzeby i prawdopodobnie inny budżet, a co za tym idzie – inne podejście do wartości pieniądza! Przede wszystkim zaś -nie możesz kobieto dopuścić, by ktoś był dla Ciebie autorytetem w kwestii zakupu skarpetek czy  koszulki…nawet jeśli tym kimś jest znana blogerka.

Gdzie równowaga?

I tutaj dochodzi do głosu rozsądek. Pierwszym jego „objawem” jest wpis na innym blogu, który de facto bardzo sobie cenię. To wypowiedź Doroty Kameralnej. Napisała wprost, że nie bierze udziału w wyzwaniu #rokbezzakupow z bardzo prostej przyczyny – jej zakupy ubraniowe są bardzo przemyślane, poza tym widzi w tej deklaracji aspekt emocjonalny. 365 dni to sporo czasu i ciężko przewidzieć, co zdarzy się za 6 czy 10 miesięcy – może wreszcie zrzucisz te znienawidzone kilogramy i wszystkie ubrania będą na Tobie wisieć jak na wieszaku, a Ty, by pozostać wierna zasadzie, nic nie kupisz, bo to przecież #rokbezzakupow? A może zmienisz pracę z freelance na korpo, gdzie wymagane bedą obcasy i garsonki, a tym masz w szafie tylko wyciągnięte dresy? Wracając jeszcze do argumentu o przemyślanych zakupach. Kurczak, czy z nami jest aż tak źle, że potrzebujmy wyzwań, by nie rzucać się jak w amoku na wyprzedaż T-shirtów z plastiku?

Innym głosem rozsądku, takim powiedzmy z wyższej półki, była tegoroczna ceremonia wręczenia Oscarów. Producentka filmowa Livia Firth rzuciłam uczestnikom nie lada wyzwanie – w ramach Green Carpet Challenge zaproponowała gwiazdom, by ich kreacje na ten szczególny wieczór były jak najbardziej „green” i „eco”. Efekt przeszedł chyba oczekiwania samej pomysłodawczyni. I tak Jane Fonda, Elizabeth Banks, Lily Aldrige, Margot Robbie czy Joaquin Phoenix pojawili się na gali w „używanych” strojach galowych. I brawo dla nich za ten krok – dla zwykłego śmiertelnika nic nadzwyczajnego ale dla gwiazd filmowych, które pracują wizerunkiem – odważna decyzja.

 

Podsumowując – pojawienie się wyzwania #rokbezzakupow jest sygnałem, że zaczynamy zauważać problem – nadmiernego konsumpcjonizmu, zagrożeń ekologicznych i szeroko pojętego fair-trade. Jeśli są osoby, dla których to jedyny sposób, by zapanować nad swoimi zakupowymi szaleństwami – warto go wykorzystać. Przede wszystkim jednak #rokbezzakupow to sygnał, że coś z nami nie tak i nad tym czymś, należy się mocno i głęboko zastanowić.

 

Bierzecie udział w wyzwaniu? Czy może wręcz odwrotnie – już do tego stopnia opanowaliście technikę racjonalnego kupowania, że wyzwania nie są Wam potrzebne? Koniecznie napiszcie, co sądzicie na ten temat.