Browsing Tag

pasta z kurkumy

Dla ciała Zjedz i wypij

Jak chorować – krótka instrukcja obsługi

5 lutego 2018

Tekst w zasadzie powinien nosić tytuł „Jak chorować z głową” albo nawet „Jak nie zarażać”. Zostaniemy jednak przy pierwotnej wersji. Do napisania tekstu skłoniła mnie oczywiście aktualna sytuacja, również na własnym podwórku. Grypa rozpanoszyła się na dobre, wszyscy przeziębieni, kichają, smarkają i roznoszą bakterie. Marne szans, by ustrzec się przed chorobą, skoro sami chorzy tak ochoczo się swoim stanem dzielą. Przejdźmy jednak do sedna – jak chorować?

Przede wszystkim egoistycznie. W zaciszu własnych czterech ścian, z książką, w łóżku, regularnie wietrzonej sypialni. Mam świadomość, że nie da się (może niektórzy nie chcą) chorować w samotności. Wszak są współlokatorzy, rodzina itp. Ale w miarę możliwości warto ograniczyć kontakt do minimum, a co za tym idzie – zachować bakterie i wirusy dla siebie. Jaki sens ma przekazywanie ich dalej? No?.. Już samo pytanie brzmi głupio. Chociaż…czasem robimy to „nieświadomie”. Mam na myśli osoby, które chore, świadome swego stanu, często po wizycie u lekarza, zaopatrzone w odpowiednie leki i sugestie, twardo idą do pracy, w przekonaniu, że w ten sposób zbawią świat (czytaj: „Nikt mnie nie zastąpi/Mam zobowiązania/Wszystko się posypie beze mnie”). I tak sobie jadą do pracy. Kichają w autobusie, w windzie, przy biurku. Padają ze zmęczenia usiłując pracować przy wydajności bliskiej zeru. Przy okazji zarażają wszystkich dookoła i poczuciem spełnionego obowiązku wracają do domu w stanie gorszym, niż z niego wyszli. Następnego dnia organizm już się buntuje. Do pracy iść nie można. Ale nie jest to już egoizm – wszak do pracy nie idą też koledzy z biurka obok, dzień wcześniej obdarzeni mocną dawką wirusa. Brawo!

Jak jeszcze należy chorować? Przede wszystkim odpowiedzialnie. Jeśli już „stało się” i katar dociska głowę do poduszki, a przez gardło nie przechodzi nawet kostka czekolady, warto poddać się lekarskim zaleceniom. Wykupić leki, zażywać je wg wskazań. Tutaj moim ulubieńcem jest czarodziej „antybiotyk”. Uwielbiam. Szczególnie nasze rodzimą wiarę w jego skuteczność jako specyfiku na wszystko, zawsze i wszędzie. Przede wszystkim – antybiotyk musi być. Nie ważne, że nie jest konieczny. Że dobrze byłoby zrobić badanie, czy aby jest niezbędny i czy właśnie ten. Antybiotyk musi być. Bo co to za lekarz, co antybiotyku nie wypisał? Bez sensu. No cóż…nie wspomnę, że bardziej bez sensu jest przyjmowanie antybiotyku przepisanego przez lekarza ale tak „nie do końca”. No bo w sumie już mi lepiej, już się dobrze czuję, a co się będę truć, skoro już mi przechodzi. I tak sobie przerywamy przyjmowanie specyfiku (często wymuszonego na lekarzu), nie zdając sobie sprawy, jak bardzo sobie szkodzimy. Nie jestem lekarzem nauk medycznych ale..jeśli ktoś biegły w temacie, zaleca przykładowo „2x dziennie przez 8 dni”. To chyba oznacza, że właśnie tak należy stosować aby przyniosło efekt. To tak drobna sugestia…POza tym – to trochę marnotrastwo; no bo co zrobisz z połową blistra? Zostawisz sobie na następny raz? Weźmiesz, gdy przeziębienie wróci za parę dni?…

Chorować można też naturalnie. Chociaż tutaj raczej pokusiłabym się o „naturalne zapobieganie”. Co mam na myśli? Wraz z nadejściem sezonu grypowego, warto wzbogacić dietę w produkty naturalnego pochodzenia, które wzmocnią naszą odporność. Tak, przede wszystkim dużo witaminy C. Pamietajmy jednak, że plasterek cytryny wrzucony do gorącej herbaty nie pomoże. Jeśli już chcemy suplementować się cytrusami, nie kaleczmy ich wrzątkiem. Sok z cytryny lepiej sprawdzi się w połączeniu z letnią wodą i miodem. Nie zapominajmy też, że popularną cytrynę, jeśli chodzi o zawartość witaminy C, biją na głowę inne rośliny. Przykładowo, nasza lokalna dzika róża ma tego składnika 15 razy więcej. podobnie sytuacja wygląda z czerwoną papryką. Ta nie dość, że bogatsza w witaminę C, to jeszcze podana na ciepło, rozgrzewa. Co jeszcze? Kiwi, czarna porzeczka, natka pietruszki, brokuł, brukselka czy szpinak. Nie należy też zapominać o kiszonkach. Poczciwa biała kapusta z beczki to żródło witamin i odporności. A dla otwartych na nietypowe smaki – kurkuma. Najlepiej w postaci złotego mleka – jak to polecane przez Agnieszkę Maciąg. Tutaj sama zaświadczę – pasta z kurkumy działa!

A jeśli już mimo wszystko „wyglądamy niewyraźnie”, warto sięgnąć po metody z apteczki babci. Czosnek, imbir, cebula, burak, czarny bez, malina, młode pędy sosny. Wszystko to było kiedyś dla naszych babć i mam podstawą do syropów i: leczniczych mikstur, które szybko stawiały na nogi.

Mam nadzieję, że jesteście zdrowi, choroba Was się nie ima i  nie będziecie zmuszeni korzystać z sugestii i porad zawartych w poście. Gdyby jednak, pamiętajcie – chorować trzeba „z głową”