Browsing Tag

moda

Filozoficznie Życiowo

Głupiejemy czyli w pogoni za modą

3 lipca 2018

Dzisiaj znów na bazie mojego ulubionego FB i dyskusji w grupach, które tam obserwuję.

Pierwsza grupa gromadzi zwolenników nurtu „Zero Waste” czyli maksymalnego ograniczenia wytwarzania odpadów. Tych grup na portalu jest mnóstwo. Osoby aktywne na tym konkretnym forum, zaznaczają, że wszystko jest „bez spiny”. Czyli mamy troskę o ograniczanie produkcji śmieci ale nie kosztem innych obszarów. Bo o to, jak już kiedyś pisałam, nie jest trudno. Ta grupa  i prowadzone w niej dyskusje wydają mi się zdecydowanie bardziej racjonalne. Chociaż…trafiłam na pytanie osoby, która zakupiła większą ilość szklanych pojemników (teraz wypada wszystko trzymać w szkle)  i już po fakcie dopytuje, co w nich trzymać….. Zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrozumiałam tok działania piszącej. Zazwyczaj kupujemy coś, czego nam brakuje i gdy to już mamy, zaczyna ono spełniać swoją rolę. Tutaj jednak było inaczej – najpierw zakup pojemników, a później szukanie dla nich zastosowania. Moje wątpliwości (dołączyłam do dyskusji z pytaniem, jaka logika) rozwiała inna uczestniczka, pisząc (ironicznie): „Bo promocja była”. Obawiam się jednak, że nie o promocję chodzi. Może o modę na szklane pojemniki? Na to, że teraz nie wypada przechowywać w plastikowych?…

Druga grupa to czytający. Wbrew statystykom grzmiącym, że czytelnictwo u Polsce zamiera, książka odchodzi do lamusa, a słowo pisane wypiera obrazek, grupa stosunkowo liczna. Szczególnie, że członkowie nie dyskutują o całości literatury ale tylko o jednej gałęzi – o kryminałach. Grupa dla mnie wprost stworzona. Kocham kryminały. Zaczytuję się nimi i…powoli zaczyna mi brakować inspiracji. Mam już za sobą klasykę w postaci Chandlera  i Christie. Skandynawskie kryminały też przerobiłam. Polskie.. Amerykańskie… Stwierdziłam, że w grupie ratunek. Na pewno polecą coś nowego/dobrego/wartościowego…perełkę. I polecili…Mroza, Puzyńską, Chmielarza, Mroza, Puzyńską, Chmielarza… Niby rynek książki kryminalnej bogaty, a tutaj nazwiska wciąż te sam. Żeby nie było – lubię i przeczytałam Puzyńską, spróbowałam Mroza, a ostatnio Chmielarza. Znam, wiem jak to smakuje. I chyba wszyscy to wiedzą. Nie ukrywajmy, to autorzy „na topie”. Dzisiaj się ich czyta. Wszyscy ich czytają. Oni są modni…

I jeszcze jedna grupa (w tej wytrzymałam najdłużej). Pamiętacie lata 80-te i kolorowy telewizor wielkości szafki, na którym stała paprotka? A może stare dworce PKS, gdzie królowały fikusy i inne zielone giganty, którym to upiorne otoczenie nie przeszkadzało? Ja też pamietam. Ale to było dawno. To był ten straszny peerel. A teraz jest nowe, lepsze, ładniejsze. I rośliny powoli wracają do mieszkań. Idealnie uzupełniają minimalistyczne wnętrza. Sama mam na ich punkcie bzika. Winna jest temu ona ale to już inna historia. Ale wracając do sedna. Tak, mam 24 doniczki. Bananowca, bluszcz, araukarię, fikusa dębolistnego, fikusa benjamina, palmę daktylową i jeszcze wiele innych. Przyznaję mam też monsterę, ceropegię i filodendrona pnącego. Bo uwielbiam zielone. I lubię rośliny z klasy obrazkowatych. I będę je lubić nawet, gdy przestaną być modne. A może jeszcze jeszcze bardziej je wtedy polubię. Niezależnie od tej mody…

Życiowo

Spod samiućkich Tater

29 listopada 2016

14202587_1295200000514792_88368845786968379_n

Urodziłam się w stolicy Podhala. Nie, to nie Zakopane. To Nowy Targ. Jestem góralką z krwi i kości chociaż z moich rodzinnych stron wyjechałam już ponad dziesięć lat temu. Ale gór tak naprawdę pozbyć się z siebie nie można. Nawet jeśli z tym walczysz czy starasz się zapomnieć – halny w duszy zostaje i kiedyś o sobie przypomni. U mnie zaczął o sobie przypominać jakiś czas temu.

Jako dziecko miałam te góry na wyciagnięcie ręki. Były tak oczywiste, że ich nie dostrzegałam. I nie mam tutaj na myśli górskich szczytów i bliskości Morskiego Oka. Chodzi raczej o gwarę, ubiór, potrawy czy mentalność. Starsze kobiety, które na kościelne święte zakładały tybetowe spódnice i kwieciste chusty, czy rozmowy ubogacone znanymi tylko w tych stronach epitetami. To wszystko sobie było. A ja tego chyba nie dostrzegałam. Co ja piszę – nawet posiadanie oryginalnego ludowego stroju było dla mnie oczywiste.

Gdy wyjeżdżałam z domu na studia, nie odczułam braku tego folkloru. Z resztą, w Krakowie, gdzie przyszło mi studiować, mnóstwo młodych ludzi pochodziło z Nowego Targu, Zakopanego i okolic. A same góry były na wyciagnięcie ręki. A może i studenckie lata to nie był jeszcze czas sentymentów?

Te jednak pojawiły się, gdy na dobre osiadłam na Dolnym Śląsku. To region będący mieszanką kultur, tradycji i folklorów. Tutaj moje pochodzenie nie było już oczywiste. Było raczej czymś nowym  i na swój sposób „orientalnym”. A ja sama odkryłam, że gór mi brakuje. Tylko jak je mieć na codzień, gdy naprawdę są niemal 400 kilometrów ode mnie? Pomogła moda na modę. Góralską oczywiście.

Podczas jednej z wizyt w domu „przypomniałam” sobie o kierpcach. To element góralskiego stroju. Skórzane buty zapinane na rzemyki. Najwygodniejsze baleriny świata. Te na zdjęciu zakupione zostały na nowotarskim „jarmaku”(kosmicznie wielkie targowisko odbywające się w każdy czwartek i sobotę nad Dunajcem). Moje Laboutin Podhale to buty idealne. Nie z ekologicznej ale prawdziwej skóry, zrobione w Polsce – nie sprowadzone z Chin, wyprodukowane ręcznie – bez udziału maszyny. A pod względem praktycznym – pasujące do wszystkiego i niepowtarzalne. Na jakiś czas zaspokoiły moją potrzebę gór. Z czasem garderoba wzbogaciła się jeszcze o filcową torebkę z  haftem parzenicy. Aż boję się myśleć, co będzie dalej. A jest w czym wybierać. Moda na folklor, szczególnie ten góralski cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Na rynku pojawia się coraz więcej firm, które szyją ubrania stylizowane na góralskie czy inne „podhalańskie” akcesoria i dodatki. Moim faworytem pod tym względem jest Podhaler. To grupa młodych ludzi, którzy sami piszą o sobie tak:

Jesteśmy grupą młodych ludzi urodzonych i wychowanych na Podhalu, przesiąkniętych tradycją, gwarą, ludową kulturą, miłością do gór i szacunkiem do wartości, które przekazano nam w domach. Przyszedł jednak dzień, w którym los obszedł się z nami brutalnie, rozrzucając nas po różnych częściach kraju. Zostaliśmy oderwani od najcenniejszego miejsca, od naszej ojcowizny. W chwili, gdy znaleźliśmy się poza granicami Podhala, wśród obcych nam ludzi, wśród nie-górali, zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak bardzo inni jesteśmy. Seweryn Goszczyński w 1853 r. w „Dzienniku podróży do Tatrów” napisał: „kilka tygodni oddalenia od gór już wpływa na zdrowie gorala”. Świento prowda!”

Chciałam napisać, że zakochałam się w nich ale tak naprawdę zakochałam się w ich pomysłach i tworzonych przez Podhalera ubraniach. Stylizowanych sukienkach, męskich koszulach z parzenicami czy damskich bluzkach z tybetowymi akcentami. Jest tego naprawdę wiele. Dla tych, którzy nie są do końca przekonani do góralszczyzny w „czystym” wydaniu, Podhaler stworzył linię odzieży casulaowej – The Podhaler, gdzie znaleźć można wiele przedmiotów i ubrań z tym czymś góralskim.

12841155_1397169960589705_8503306278544361755_o

A Wy? Też manifestujecie miłość do swoich małych ojczyzn? A może zwyczajnie lubicie stylowe, regionalne akcenty w garderobie? Napiszcie, jestem tego bardzo ciekawa. Może odezwie się ktoś, kto podobnie jak ja ma w sobie góry na odległość.