Zdarza mi się czasem zrobić przerywnik od literatury ciężkiej i kryminałów. Ten przerywnik mieści się zazwyczaj w obszarze “bezmyślnej literatury babskiej”. Przy czym nazwa tego obszaru nie należy traktować lekceważąco. Przyszedł właśnie czas na takową lekturę. Wczoraj skończyłam “Szkołę gotowania pod Amorem”. Nie zaskoczyła mnie zupełnie. Już na 30 stronie można przewidzieć zakończenie i wszelkie pomniejsze fragmenty fabuły. Dlaczego nie odpuściłam po tych 30 stronach? Bo w klimacie jedzenia, i to włoskiego. Na każdej stronie można wyczuć zapach pasty i sosów. Z każdego akapitu wygląda “cuccina italina”. Na tę kategorię książek będzie specjalna skala ocen. Stąd..
Moja ocena: 8/10