Nie zdążyłam się jeszcze podzielić wrażeniami z weekend, który ja zwykle był intensywny. Poza wypadem na ryby (pierwszy okoń!!!!) i rodzinną imprezą był maraton filmowy, który można uznać za uzupełnienie poprzedniego, oscarowego. Standardowo 4 filmy. Recenzje poniżej, wg kolejności wyświetlania.
“Witaj w klubie”
Teksas lat 80. Miłośnik kobiet i rodeo dowiaduje się, że ma HIV. W realiach, w których przyszło mu żyć, szybko zyskuje odpowiednią etykietkę. Ma przeciwko sobie nie tylko dotychczasowych “przyjaciół” ale też system opieki zdrowotnej i przemysł farmaceutyczny. Nie poddaje się jednak i chwyta swoje życie za rogi, stają do walki o życie swoje i jemu podobnych. Gorąco polecam – nominacje i Oscary jak najbardziej zasłużone.
“Ona”
Gdy czytam recenzję rozpoczynającą się od słów “świat w nieodległej przyszłości”, podchodzę do filmu bardzo sceptycznie. Gdy dodatkowo usłyszę, że film jest “przegadany” – sceptycyzm rośnie. Tak było w przypadku filmu “Ona”, którego główny bohater zakochuje się w “oprogramowaniu” (informatycy wybaczą moją niekompetencję). Film rzeczywiście przegadany – całość opiera się na dialogach między głównym bohaterem a Scarlett Johanssonn, której de facto nie widać nawet przez moment. Nie razi też rzeczywistość “w nieodległej przyszłości”. A wszystko razem wzięte skłania do głębokiej refleksji, nad tym co nieuniknione.
“Tylko kochankowie przeżyją”
Film nie-oscarowy. Myślę, że prezentowany w maratonie ze względu na reżyserię – Jim’a Jarmusch’a można pokazać tylko w takich zawodach najwyższej rangi. A sam film? Fabuła przewidywalna, za to sceneria i muzyka – obłęd. No i Jarmusch’owe “momenty”. Ode mnie 5 z plusem. Jedna uwaga – film zdecydowanie do obejrzenia “na spokojnie”, nie w maratońskim tempie.
“Co jest grane, Davis”?
Przed wyjściem z kina powstrzymały mnie dwie rzeczy: reżyser (bracia Cohen) i fakt, że przyjechałam z koleżanką i nie miałam czym wrócić. Recenzja/Puenta: gdyby film trwał minutę dłużej, do końca życia reagowałabym histerycznie na dźwięk muzyki folkowej.