Browsing Tag

magazyn Vege

Bez kategorii Dla ciała Filozoficznie Zdrowo Zjedz i wypij

Mini, zero, wege,eko czyli o popadaniu w skrajności

4 czerwca 2018

Na początek rozwinięcie tytułu – chodzi oczywiście o minimalizm, zero-waste, wegatarianizm i ekologia. Dla mnie to  pojęcia (trendy?) same w sobie oznaczajace jakąś skrajość. Myślałam, że tak jest u większości. Przekonuje się jednak, że niekoniecznie. I o tym właśnie dzisiejszy tekst, który ma trzy źródła: post Venili, spostrzeżenia koleżanki i moja własne dedukcja.

laptop, gazeta vegetables, okulary, zero waste na telefonie

Zacznijmy od wspomnianego postu, który ukazał się całkiem niedawno na blogu Venili Kostis. Autorka poruszyła bardzo ciekawy temat – napisała o minusach minimalizmu. I to, wg mnie bardzo nietypowych. Czy raczej takich, nad którymi nigdy się nie zastanawiałam, a jednak mnie dotyczą. Przede wszystkim wspomniane przez Venilę „urządzanie innym życia”. Na czym polega? Przyjeżdżasz w odwiedziny do rodziców/kuzynki/znajomych, wchodzisz do garderoby mamy/kuzynki/koleżanki i widzisz całe stery ubrań, kartony butów i półki wyładowane apaszkami, torebkami i innymi akcesoriami. Aż Cię kusi żeby to „ogarnąć”, przegospodarować. No zwyczajnie pozbyć się 90%. I już masz to na końcu języka ale widzisz, że mama/kuzynka/koleżanka dobrze się z tym czuje. Świetnie odnajduje się w swoim królestwie. Praktycznie nie ma rzeczy, która leżałaby odłogiem. I pewnie czułaby się zdecydowanie gorzej, mając tak jak Ty 3 pary dżinsów, 2 torebki i 3 pary butów na lato. Ona wie i rozumie, że da się żyć tak jak Ty żyjesz. Zaakceptuj to, że ona żyje inaczej i odpuść. Sobie i jej. Nie popadaj w skrajność minimalizowania.

Przyjaciółka, przerażona ilością wytwarzanych śmieci zainteresowała się popularnym ostatnio zjawiskiem „zero-waste”. Od lat segreguje śmieci, na zakupy chodzi z tekstylną torbą, nie bierze w sklepie jednorazówek. Chciałaby jednak czegoś więcej i zaczęła szukać w internetach. I tak trafiła do jednej z grup na fb, poświęconych właśnie życiu „zero-waste”. Tak jak przewidywała, znalazła tam sporo rad, odnośnie bardziej bezśmieciowego życia. Członkowie grupy dzielą się swoimi doświadczeniami, ci początkujący, szukają rady. Jest ok. Do momentu, gdy nie zaczyna się bezśmieciowa ortodoksja. Jedne z  dyskutantów pisze, że umył samochód z ptasich odchodów używając wielorazowego ręcznika i tradycyjnej gąbki. Po operacji wszystko przyniósł do domu i wyprał w 95 stopniach. Ma jednak wątpliwości, czy to wystarczające środki ostrożności  i czy aby nie powtórzyć czynności. Powiedzmy, że wątpliwości uzasadnione. Ale już koncepcja powtórnego prania czy – jak radzą inni: „Ja bym wyszorowała bęben prali sodą i puściła pusty przebieg z dużą ilością octu”, trochę wątpliwa. Ja rozumiem, że porządki z wykorzystaniem „środków” wielokrotnego użyciu. Że troka o zdrowie i higienę. Ale jest też ekologia i troska o środowisko. O zużycie  i marnotrawienie wody. O zużycie energii, która w PL niestety nie pochodzi jeszcze w większości ze źródeł odnawianych. O wykorzystane do mycia samochodu i prania detergenty, które wnikają w glebę. Nie popadaj w skrajność bezśmieciowego życia kosztem środowiska naturalnego.

Najpierw zaczęłam mimowolnie ograniczać szafę ze zbędnych ubrań. Później przyszła kolej na papierowe książki i całą resztę  „stojaków” i „kurzozbieraczy”. To nie było planowane. Jakoś tak samo z siebie wychodziło. Później przyszła – też jakoś tak naturalnie kolej na „zero-waste”; przy czym zmain poznałam nazwę i polecane metody, już sama przeszłam w praktykę. W tak zwanym między czasie pojawił się wegetarianizm. W moim przypadku ten sposób żywienia ma podłoże egoistyczne. Oczywiście los zwierząt, niehumanitarne ich traktowanie i sposoby „produkcji” są dla mnie bardzo ważne i jestem temu zdecydowanie przeciwna. Jednak równie ważne jest dla mnie moje własne ciało i to, czym go karmię i jak traktuję. Dlatego staram się go dobrze i zdrowo odżywiać i nie nadwyrężać trawieniem steków i filetów z antybiotykowego kurczaka. Dostarczam mu warzywa i owoce, karmię kaszami i ziarnami. Jem zdrowo. Ale bez szaleństwa. Nie jadłam nigdy chia, bo równie dobre jest siemię lniane. Nie krytykuję mięsożerców, bo uważam, że podobnie jak ja, mają swój własny pomysł na żywienie. Nie rezygnuję z wyjścia z przyjaciółmi pomimo, że to kolacja w stek-house; idę i zamawiam sałatkę podobniejak oni ciesząc się jedzeniem. Nie popadam w skrajność. I żyję.

A jak Wy żyjecie? Odnajdujecie równowagę między mini, zero, wege i eko? A może wszystko przychodzi Wam zupełnie naturalnie. Jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń.

Życiowo

Gazetowy świat

5 marca 2018

To, że uwielbiam czytać już wiecie. Wielokrotnie na blogu dzieliłam się z Wami moimi czytelniczymi odkryciami. Teraz o książkach piszę tutaj rzadziej – recenzje zamieszczam na portalu „Lubimy czytać”, który pozwala mi też zapanować nad tym co już przeczytane, co czeka na lekturę, a po co raczej nie sięgnę. Jako czytelnik nałogowy, nie gardzę żadnym słowem drukowanym – czy tam nie tylko książki ale też gazety. I o tym będzie dzisiejszy wpis. Jestem bardzo ciekawa, czy posądzaliście mnie o takie tytuły. Zaznaczam, że kolejność zupełnie przypadkowa.

„Forum” to dwutygodnik z przedrukami artykułów z zagranicznej pracy. Najczęściej są tłumaczenia z niemieckiego „Der Spiegel” czy francuskiego „Paris Match”. Często też coś zza wschodniej granicy czy Wysp. Bieżące wydarzenia ze świata z perspektywy innej niż ta między Bugiem a Odrą. Ostatnimi czasy, często na łamach dwutygodnika komentowana jest sytuacja w Polsce i przyznam, że są to teksty szczególnie mnie interesujące. Dobrze czasem wiedzieć, jak postrzega nas zagranica, bez tego filtra politycznego. Kiedyś czytałam zamiennie „Newsweek Polska”, „Politykę” lub „Wprost”, gdzie można było co prawda dostać relację z pierwszej ręki, jednak osadzenie w realiach, robiło swoje. I tka od czasu, gdy kupiłam pierwszy raz „Forum”, chyba wolę to spojrzenie zza miedzy.

W przypadku „Forum” odpowiada mi też częstotliwość z jaką pojawiają się nowe numery. Dwa tygodnie to idealny czas, by na spokojnie przeczytać cały numer, kończąc go akturat w raz z pojawieniem się nowego. Czasopismo ma ode mnie dodatkowe punkty za szatę graficzną – pod kolorową, gładką okładką kryje się papier makulaturowy.

„Vege” to miesięcznik o tematyce jednoznaczniej określonej przez sam tytuł. Czytam go od niedawna ale już przekonałam się, że jest to wydawnictwo spełniające moje oczekiwania. Jak już zaznaczyłam, „Vege” koncentruje się na ściśle określonej tematyce czyli weganizmie i wegetarianizmie. Nie dystansujcie się jednak  na starcie. Weganizm  i wegetarianizm w wersji prezentowanej przez „Vege” jest bardzo wyważony i kulturalny. Bez nazywania osób jedzących mięso mordercami, czy nawoływania do oblewania farbą noszących futra. Redaktorzy i autorzy poszczególnych artykułów, prezentują swoje racje i poglądy bez zadęcia i przekonania o nieomylności. Wszystkie prezentowane w miesięczniku fakty poparte są wiarygodnymi źródłami  i badaniami, a mimo to „Vege” nie traci na lekkości. Zaletą gazety jest też jej różnorodność. Znajdziemy tutaj coś na temat prawidłowego odżywiania, makijażu, stylu życia – ludzi i zwierząt ;). WYwiady ze znanymi weganami i wegetarianami ale też krótkie recenzje nowości wydawniczych i spożywczych.

Podobnie jak „Forum”, „Vege” jest dla mnie idealna objętościowo. Wystarcza jej akurat na miesiąc spokojnego czytania i przetrawienia tekstów. Poza tymi wszystkimi zaletami, ma jednak jedną wadę. Nie tylko okładka jest piękna i kolorowa, również środek” jest wykonany z bardzo dobrej jakości grubego, gładkiego papieru. Nie sądzę żeby to podnosiło komfort czytania – przynajmniej w moim wypadku. Zmniejsza zapewne ilość drzew na świecie…

„Sztuka łowienia na sztuczną muchę” to ostatnia pozycja na mojej liście. Jest to dwumiesięcznik o bardzo wąskiej grupie docelowej. Skierowany głównie do osób pasjonujących się wędkarstwem muchowym. Domyślam się, że dla większości z Was brzmi to co najmniej abstrakcyjnie. Jeśli kogoś to pocieszy – jeszcze kilka lat temu sama zrobiłabym wielkie oczy słysząc o czymś takim; a i spora grupa „zwykłych” wędkarzy podchodzi do wędkarstwa muchowego ze sporą dozą sceptycyzmu. Ale wróćmy do „Sztuki”, która mówiąc wprost jest piękna. Bogata i dopracowana szata graficzna, bajeczne zdjęcia ilustrujące niesamowicie ciekawe artykuły to niewątpliwie wielkie zalety tej gazety. Jeśli dodać do tego redaktorów i autorów będących mistrzami w tej branży – wychodzi czasopismo idealne. „Sztuka” jest też jedynym czasopismem, w przypadku którego nie czepiam się ani okładki ani papieru, które są bardzo dobre jakości, kolorowe i gładkie. Ale to jest „Sztuka”, a sztuka musi mieć dobrą oprawę.

Jak zapewne zauważyliście, w zestawieniu nie ma żadnej gazety codziennej, co nie znaczy, że dzienników nie czytam – bo czytam. W wersji elektronicznej  i najczęściej jest to Gazeta Wyborcza.

W zestawieniu nie ma też żadnego typowo „babskiego” magazynu. Kiedyś kupowałam „Twój Styl” ale zniechęcił mnie zbyt wielką ilością reklam i powtarzalnością, jeśli chodzi o tematykę.

A jak u Was z prasą? Co kupujecie i czytacie? Macie swoje ulubione tytuły, do których regularnie wracacie? Czy może eksperymentujecie? Jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń w tym temacie.