Jestem po lekturze teksu “Ksenofobia”. Blogerka zastanawia się, jak to u nas jest z tą ksenofobią – jest czy jej nie ma? Kochamy wszystkich wokół naprawdę czy tylko na pokaz. Tak jak ostatnio, w przypadku Ukrainy – demonstrujemy jedność, solidarność i braterstwo, a chwilę wcześniej “żartujemy” z ukraińskich prostytutek. Jak to z nami jest naprawdę?
Ksenofobię przerabiałam na własnej skórze. Z racji wyboru studiów – historia i kultura Żydów. Trafiłam tam trochę z ciekawości, trochę mnie z przypadku. Jedno jest pewne – nie żałuję. A jak było z tą ksenofobią (a może antysemityzmem) w tym przypadku. Było tak:
X: Guzikowianka, a co Ty studiujesz?
Guzikowianka: Judaistykę.
X: Co?…
Guzikowianka: Judaistykę czyli historię i kulturę Żydów
I tutaj reakcje były różne:
– odpowiedź bezpieczna czyli “Aha”
– cisza
– odpowiedź troskliwa: “Ale nie jesteś Żydówką?”
– delikatne sondowanie: “Jesteś Żydówką? To znaczy ja nic do Żydów nie mam!!!…”
Zawsze, zgodnie z prawdą odpowiadałam, że nie jestem. I teraz żałuję – że nie zobaczyłam tych bezcennych min i prób tłumaczenia i wyjaśniania. No bo my, Polacy nie jesteśmy przecież ksenofobami. Do momentu bezpośredniej konfrontacji