O Stole na Szwedzkiej usłyszałam pierwszy raz jakieś 4 lata temu. Mocno zainteresowała mnie koncepcja miejsca, gdzie serwowane jest jedzenie w zasadzie na życzenie, bez wyboru z karty. Jak zawsze, wszystkim znajomym rozpowiadałam o tym pomyśle. Z czasem znajomi wracali do mnie z pozytywnymi recenzjami z tego miejsca, po po pierwszej albo i kolejnej wizycie. Pomimo starań, samej nie udawało mi się dotrzeć na Szwedzką. Aż do lutego, kiedy to w ramach prezentu urodzinowego dostałam voucher – do Stołu właśnie.
Tym razem nie było ociągania i wizytę udało się uskutecznić bardzo szybko, co jest o tyle zaskakujące, że zazwyczaj na termin czeka się około miesiąca. W naszym przypadku było łatwiej, bo padło na środek tygodnia i do tego godziny bardziej popołudniowe niż wieczorne.
Dotarliśmy; w składzie trzyosobowym i bardzo rozstrzelonym jeśli chodzi o preferencje żywieniowe i możliwości konsumpcyjne. Był „Niejadek” z zamiłowaniem do kuchni włoskiej doświadczanej przez wiele lat w słonecznej Italii, był „Mięsożerca” lubiący mięsa tłuste i podroby, z elastycznym żołądkiem. I byłam ja, wegetarianka, kochająca pond wszystko ziemniaki, szparagi, karczochy i kuchnię arabską.
O tych swoich gastronomicznych sekretach opowiedzieliśmy szefowi kuchni, który zaczął przepytywać nas jakieś 30 minut po tym, jak zasiedliśmy do stolika. Wywiad został zebrany, otrzymaliśmy zamówione wcześniej napoje (fantastyczne wina) i znów zaczęło się oczekiwanie. Tym razem było dłuższe, bo około godzinne, i okraszone widokiem i zapachem z kuchni.
W końcu przyszedł i czas na nas. „Niejadek, który wyspowiadał się ze swoje kuchni włoskiej, chęci na sałatę i krewetki…otrzymał sałatę w stylu Cezar z kilkoma krewetkami. Można powiedzieć, że oczekiwania zostały spełnione.

Sałata z krewetkami
Następnie podano danie „Mięsożercy” czyli wątrobę cielęcą i ogony wołowe; te ostatnie w formie „falafela”. To wszystko na musie z topinamburu. Jak miało się okazać – to nie był koniec. Smakosz mięs wszelakich został uraczony też rodzajem ceviche z kalmara.

Wątroba i ogony

Ceviche z kalmara
Ja również otrzymałam dwa dania. Pierwszym była sałatka na bazie rozmaitych strączków, z wyrazistym serem, granatem i intensywnym dressingiem. Daniem głównym były…ziemniaki na wiele sposobów, czyli: puree ziemniaczane z kwaśną śmietaną, kluski ziemniaczane, pieczony topinambur i skorzonera.

Sałatka

Ziemniaki z ziemniakami
Jako że wielkość porcji nie nadwyrężyła naszych możliwości – porosiliśmy o deser. Tym razem nie było już koncertu życzeń. Dostaliśmy, podobnie jak goście przy sąsiednim stoliku, trzy różne desery: panna cottę, sernik nie-pieczony i fondant.
Zjedliśmy ze smakiem. Zapłaciliśmy – tu ważna uwaga: vouchery nie obejmują napoi alkoholowych. I wróciliśmy do domu.
I tak, dzięki wspaniałomyślności znajomych, zrealizowałam jedno ze swoich snów gastronomicznych. I chyba trochę żałuję, że nie pozostało jednak w sferze marzeń.