To książka o długo skrywanym cierpieniu i żałobie, z którą nikt nie może się pogodzić. Gorzej. To książka o ciągłym obwinianiu siebie i bliskich. Przede wszystkim to potwierdzenie tezy, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a każde zdarzenie ma jakieś konsekwencje.
Josephine i Meredit, dwie siostry, więcej dzieli niż łączy. Jedna to samotna nauczycielka, która pomimo skończonych trzydziestu lat nadal wynajmuje wspólnie z kolegą mieszkanie i marzy o szczęśliwej przyszłości u boku Wielkiej Miłości. Drugie do szczęścia nie brakuje niczego – piękny dom w dobrej dzielnicy, przystojny mąż z własną firmą, córeczka-aniołek i błyskotliwa kariera w kancelarii prawniczej. Co je łączy? Rodzinna tragedia, która wydarzyła się co prawda przed laty ale nadal nie pozwala o sobie zapomnieć. Niby wszystko już zostało wyjaśnione, omówione, przegadane. Ale to jednak złudzenie. W krytycznych momentach wspomnienie tragedii wraca. Jakie to łatwe, zrzucić winę za niepowodzenie na dramat sprzed lat, który ciągle jest w wspominany. Bo właśnie swego technikę swego rodzaju “retrospekcji” wykorzystała Giffin w tej książce. Każde zdarzenie mające miejsce obecnie jest świetną okazją, by cofnąć się do TEGO MOMENTU. Ale czy słusznie?
Sami oceńcie.
Moja ocena: 5/10