Browsing Tag

ekologia

Dla ciała less waste Zdrowo

Płynie w Was błękitna krew?..

12 listopada 2018

Wbrew tytułowi, nie będzie o szlacheckim pochodzeniu ale o okresie. Menstruacji, miesiączce, „tych dniach” kiedy kobieta cała w skowronkach chętnie idzie na zakupy, by przymierzyć setki par białych spodni, umawia się na wieczorne wyjście ze koleżankami, chętnie biega w obcisłych legginsach, ewentualnie wywija na parkiecie z figlarnie powiewającą spódnicą, która ukazuje jej białe majtki. Tak przynajmniej tą rzeczywistość obrazują reklamy dodając jeszcze slajdy z podpaską polewaną błękitnym płynem z probówki albo animację tamponu, który też powiększa się od niebieskiej cieczy znikąd. 

A teraz rzeczywistość. Czyli w większości przypadków tabliczka czekolady, koc, kanapa, książka i Netflix. Tak to najczęściej wygląda. Są siłaczki, które radzą sobie bez tych wspomagaczy. Ale ich też dotyczy ciąg dalszy czyli krew koloru czerwonego i tampon tudzież podpaska. Norma i standard, które znam z autopsji. Nie walczyłam z tym, bo to przyroda nieunikniona. Niemniej jednak od kiedy stałam się przewrażliwiona na punkcie ekologii, minimalizmu i wszelkich less-waste, mocno zaczęłam się zastanawiać nad drugą stroną medalu czyli zużytymi materiałami higienicznymi i ich powstawaniem.

Zacznijmy od początku czyli od produkcji. Tak naprawdę nie wiemy z czego powstają. Na opakowaniu nie ma „składników” ani opisu procesu wytwarzania. Nie wiesz, co sobie pakujesz w majtki albo jeszcze głębiej. Skądś jednak bierze się ich śnieżnobiały kolor, delikatna struktura i przyjemny zapach. W przypadku tamponów to chlorowana bawełna. W przypadku podpasek…plastik. No tak, nic innego. Miły, ładny i delikatny ale jednak sztuczny. To początek. A jeśli to plastik, to ile będzie się rozkładał? Co z niego powstanie w wyniku spalania? Sami widzicie, że nie wygląda to dobrze. Szczególnie, że – jeśli wierzyć statystykom – zdrowa kobieta zużywa w ciagu całego życia 15 000 tamponów lub podpasek. Góra śmieci. Bynajmniej nie niebieskich 😉 Dlatego zaczęłam szukać alternatywy i tak trafiłam na trzy opcje: bambusowe tampony wielokrotnego użytku, tampony-gąbki również wielokrotnego użytku, bawełniane podpaski również wielokrotnego użytku i kubeczek menstruacyjny. Pierwsze trzy opcje odpadły bez testowania. Jakoś nie jestem w stanie wyobrazić sobie wielokrotnego używania tamponu czy prania wkładki z podpaski. Nie będę negować ich skuteczności czy wpływu na środowisko naturalne, bo zwyczajnie nie przerobiłam tematu na własnej skórze.

Kubeczek menstruacyjny wielokrotnego użytku

Kubeczek menstruacyjny wielokrotnego użytku

Mogę się jednak wypowiedzieć na temat kubeczka, który przetestowałam i po testach używam. Na początku nie byłam do końca przekonana i wydawało mi się, że to raczej mało skuteczne i awaryjne rozwiązanie. Pomijam wątpliwości pt. „Jak to założyć?!?!?…” Zaryzykowałam jednak i kupiłam. Aplikacja nie jest trudna. Nie będzie tutaj filmiku instruktażowego, plansz i slajdów. Szczegółowa instrukcja jest dołączona do kubeczka. Podobnie jak woreczek, a często też mały pojemnik, w którym należy kubeczek wyparzyć przed i po cyklu stosowania. A w trakcie? Wystarczy mycie w bieżącej wodzie i regularne opróżnianie. I jest ok. Nie cieknie, nie uwiera, nie odstaje, nie podrażnia, nie ląduje w śmietniku po jednym użyciu, nie jest bielony chlorem. Powstaje z silikonu medycznego, który jest co prawda materiałem sztucznym, niemniej jednak biorąc pod uwagę jego wielokrotne użycie, nie tak uciążliwym dla środowiska, jak wytworzenie tamponu czy podpaski. Jest tylko jeden feler. Niezależnie od tego jaki kubeczek wybierzecie, zbierająca się w nim krew nigdy nie będzie niebieska 🙂

Będę szczęśliwa jeśli ten post przekona chociaż jedną osobę to przetestowania alternatywy dla tradycyjnych środków czystości. Nie ważne, czy to będzie kubeczek, bawełniana podpaska czy bambusowy tampon. Ważne, by nie wylądowało to w śmieciach po jednym razie. A może już testujecie czy używacie? Chętnie poznam Wasze opinie.

Bez kategorii Dla ciała Filozoficznie Zdrowo Zjedz i wypij

Mini, zero, wege,eko czyli o popadaniu w skrajności

4 czerwca 2018

Na początek rozwinięcie tytułu – chodzi oczywiście o minimalizm, zero-waste, wegatarianizm i ekologia. Dla mnie to  pojęcia (trendy?) same w sobie oznaczajace jakąś skrajość. Myślałam, że tak jest u większości. Przekonuje się jednak, że niekoniecznie. I o tym właśnie dzisiejszy tekst, który ma trzy źródła: post Venili, spostrzeżenia koleżanki i moja własne dedukcja.

laptop, gazeta vegetables, okulary, zero waste na telefonie

Zacznijmy od wspomnianego postu, który ukazał się całkiem niedawno na blogu Venili Kostis. Autorka poruszyła bardzo ciekawy temat – napisała o minusach minimalizmu. I to, wg mnie bardzo nietypowych. Czy raczej takich, nad którymi nigdy się nie zastanawiałam, a jednak mnie dotyczą. Przede wszystkim wspomniane przez Venilę „urządzanie innym życia”. Na czym polega? Przyjeżdżasz w odwiedziny do rodziców/kuzynki/znajomych, wchodzisz do garderoby mamy/kuzynki/koleżanki i widzisz całe stery ubrań, kartony butów i półki wyładowane apaszkami, torebkami i innymi akcesoriami. Aż Cię kusi żeby to „ogarnąć”, przegospodarować. No zwyczajnie pozbyć się 90%. I już masz to na końcu języka ale widzisz, że mama/kuzynka/koleżanka dobrze się z tym czuje. Świetnie odnajduje się w swoim królestwie. Praktycznie nie ma rzeczy, która leżałaby odłogiem. I pewnie czułaby się zdecydowanie gorzej, mając tak jak Ty 3 pary dżinsów, 2 torebki i 3 pary butów na lato. Ona wie i rozumie, że da się żyć tak jak Ty żyjesz. Zaakceptuj to, że ona żyje inaczej i odpuść. Sobie i jej. Nie popadaj w skrajność minimalizowania.

Przyjaciółka, przerażona ilością wytwarzanych śmieci zainteresowała się popularnym ostatnio zjawiskiem „zero-waste”. Od lat segreguje śmieci, na zakupy chodzi z tekstylną torbą, nie bierze w sklepie jednorazówek. Chciałaby jednak czegoś więcej i zaczęła szukać w internetach. I tak trafiła do jednej z grup na fb, poświęconych właśnie życiu „zero-waste”. Tak jak przewidywała, znalazła tam sporo rad, odnośnie bardziej bezśmieciowego życia. Członkowie grupy dzielą się swoimi doświadczeniami, ci początkujący, szukają rady. Jest ok. Do momentu, gdy nie zaczyna się bezśmieciowa ortodoksja. Jedne z  dyskutantów pisze, że umył samochód z ptasich odchodów używając wielorazowego ręcznika i tradycyjnej gąbki. Po operacji wszystko przyniósł do domu i wyprał w 95 stopniach. Ma jednak wątpliwości, czy to wystarczające środki ostrożności  i czy aby nie powtórzyć czynności. Powiedzmy, że wątpliwości uzasadnione. Ale już koncepcja powtórnego prania czy – jak radzą inni: „Ja bym wyszorowała bęben prali sodą i puściła pusty przebieg z dużą ilością octu”, trochę wątpliwa. Ja rozumiem, że porządki z wykorzystaniem „środków” wielokrotnego użyciu. Że troka o zdrowie i higienę. Ale jest też ekologia i troska o środowisko. O zużycie  i marnotrawienie wody. O zużycie energii, która w PL niestety nie pochodzi jeszcze w większości ze źródeł odnawianych. O wykorzystane do mycia samochodu i prania detergenty, które wnikają w glebę. Nie popadaj w skrajność bezśmieciowego życia kosztem środowiska naturalnego.

Najpierw zaczęłam mimowolnie ograniczać szafę ze zbędnych ubrań. Później przyszła kolej na papierowe książki i całą resztę  „stojaków” i „kurzozbieraczy”. To nie było planowane. Jakoś tak samo z siebie wychodziło. Później przyszła – też jakoś tak naturalnie kolej na „zero-waste”; przy czym zmain poznałam nazwę i polecane metody, już sama przeszłam w praktykę. W tak zwanym między czasie pojawił się wegetarianizm. W moim przypadku ten sposób żywienia ma podłoże egoistyczne. Oczywiście los zwierząt, niehumanitarne ich traktowanie i sposoby „produkcji” są dla mnie bardzo ważne i jestem temu zdecydowanie przeciwna. Jednak równie ważne jest dla mnie moje własne ciało i to, czym go karmię i jak traktuję. Dlatego staram się go dobrze i zdrowo odżywiać i nie nadwyrężać trawieniem steków i filetów z antybiotykowego kurczaka. Dostarczam mu warzywa i owoce, karmię kaszami i ziarnami. Jem zdrowo. Ale bez szaleństwa. Nie jadłam nigdy chia, bo równie dobre jest siemię lniane. Nie krytykuję mięsożerców, bo uważam, że podobnie jak ja, mają swój własny pomysł na żywienie. Nie rezygnuję z wyjścia z przyjaciółmi pomimo, że to kolacja w stek-house; idę i zamawiam sałatkę podobniejak oni ciesząc się jedzeniem. Nie popadam w skrajność. I żyję.

A jak Wy żyjecie? Odnajdujecie równowagę między mini, zero, wege i eko? A może wszystko przychodzi Wam zupełnie naturalnie. Jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń.