Już niedługo koniec grudnia, a ja jeszcze czytelniczo listopada nie podsumowałam. A trochę się na Kindlu działo. Powiedzieć, że szarpało mnie czytelniczo na różne strony, to mało – ja w te różne strony poszłam! Sami zobaczcie.
Miesiąc zaczęłam spokojnie, zgodnie z zainteresowaniami, od Pauliny Młynarskiej i jej najnowszego dziecka „Jesteś spokojem”. Zdecydowałam się na tę właśnie pozycję licząc na konkrety związane z jogą. I te konkrety dostałam. Na kilkudziesięciu stronach. I to by mi wystarczyło. Nieszczególnie zainteresowały mnie opowiadania o dzieciństwie czy chorobie ojca. Mam świadomość, że to ważne dla autorki ale nie na to liczyłam.
Kolejna na tapetę trafiła „Pani Fletcher” Toma Perrotty. Skusiłam się po reklamie serialu, które de facto nie zobaczyłam. Wystarczyła mi książka….o zawartości zdecydowanie odbiegającej od opisów. Zgodnie z nimi miało być pieprznie, kontrowersyjnie i wbrew stereotypom, a było mdło i szaro. To nie tak, że ja oczekiwałam scen z rodem sado-maso ale jeśli ktoś zapowiada „pieprz” to niech to będzie pieprz, nie kurkuma.
Po tych dwóch rozczarowaniach stwierdziłam, że nie ma co błądzić, trzeba iść w znanym sobie kierunku czyli judaizm. I tak na Kindla trafiła „Narzeczona z getta” Sabiny Waszut. Było dobrze. Współczesna historia z judaizmem w tle. Dzieje śląskich Żydów, które jakoś dotychczas mi umykały; dużo tradycji i obrzędowości. Wszystko tak dobrze ujęte, że główna bohaterka w zasadzie jest niepotrzebna.
Licho jednak nie śpi. W połowie miesiąca kupiłam „Cenę nieśmiertelności. Bursztynową zagadkę” Darka W. Tokarskiego. Nie wiem, co mą kierowało – może potrzeba powrotu do historii na miarę Dana Browna? No nie wiem. Nie wiem też jak przebrnęłam przez te 700 stron. Fakt faktem, że było ciężko ale na szczęście mało już pamietam.
Dla ukojenia wróciłam do źródeł czyli kryminału. Tym razem padło na Hannę Greń i pierwszą cześć Śmiertelnej wyliczanki czy „Mam chusteczkę haftowaną”. Odetchnęłam. Były trupy, były przesłuchania, jakaś tam zagmatwana przeszłość i nadzieja polskiej policji czyli Naki, Joachim i Mariolan. Drugą część zostawiam sobie na święta.
Trzeci tydzień listopada upłynął biograficznie, z Arkadiuszem Bartosiakiem i Łukaszem Klinke, którzy w „Andrzej Seweryn. Ja prowadzę”, rozkładają aktora na czynniki pierwsze. Było bardzo ciekawie. Momentami ciężko się było oderwać. Trochę męczyły jednak ciągłe powroty do opozycyjnej aktywności obecnego dyrektora Teatru Polskiego, o których nie miałam pojęcia. Ale ogólnie na plus.
Miesiąc zakończyłam wielką czytelniczą porażką – Małgorzata Lisińska i jej „Pikantnie po włosku” to był dramat. Przyznam, chciałam czegoś lekkiego, nie wymagającego intelektualnego wysiłku….ale nie aż tak. Dobrze, że to była promocja na Woblink i ebook kosztował mnie niecałe 10 PLN, bo w przeciwnym razie nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
A teraz mamy już grudzień, który zaczął się dobrze i oby tak dalej. O szczegółach już niebawem. Tymczasem – pochwalcie się, jak Wasz czytelniczy listopad? Coś ciekawego mi polecicie?