Natchnienie przyszło stąd i z kalendarza. Wczoraj była Dzień Dziadka. Ja nie mam już żadnego. Niestety…bo fajnie mieć dziadka, i niestety bo….teraz zdaje sobie sprawę ilu pytań nie zadałam. Bardzo ważnych.
Tata taty kojarzy się z liczeniem do dziesięciu po niemiecku (wojnę przeżył na robotach w Austrii), kocem rozkładanym pod czereśnią i tradycyjnym goleniem. Chyba właśnie to ostatnie zapadło mi najbardziej w pamięć, bo dziadek golił się brzytwą, ostrzył ją na pasku rozciągniętym do oparcia kanapy, przed lusterkiem powieszonym przy kuchennym oknie. Jaki to był fascynujący widok! A gdy się zaciął!! Nie szukał plasterka, tylko przykładał kawałek papieru. To było coś! Dziadek z babcia mieszkali kawałek drogi od nas, bywało się tam rzadko. Może dlatego, gdy zmarł, nie przeżyłam tego bardzo mocno. A może zbyt smarkata byłam?
Tata mamy był w moim CV od zawsze. Mieszkał w tej samej miejscowości, na początku nawet w sąsiednim domu. Gdy nie chodziłam jeszcze do szkoły, rodzice idąc rano do pracy zamykali mnie w domu z talerzem kanapek i termosem herbaty. Wstawałam, jadłam śniadanie, bawiłam się, a później przychodził dziadek. Zabierał mnie do siebie i zaczynało się! Mieszkaliśmy na wsi, było gospodarstwo i siłą rzeczy, dziadek, który miał przy nim sporo pracy – “angażował” mnie w swoje zajęcia. Chodziłam z nim w pole – on kosił trawę, ja bawiłam się na kocu. Jeździliśmy wozem w pole – ja odpowiadałam, żeby nie zgubił się bat. Dzieciństwo z dziadkiem to też niezapomniane smaki: “baba z kakao” (ciasto drożdżowe zwinięte w roladę), “dziadki” (kluski z gotowanych ziemniaków przypieczone na patelni ze skwarkami) czy kanapka z domowego chleba z kminkiem, plasterkiem słoniny i kiszonym ogórkiem. Dziadek już nie żyje, zmarła też babcia. Rodzinny dom stoi pusty. Ale zawsze, gdy tam jestem i przechodzę się podwórkiem, mam wrażenie, że zaraz zobaczę dziadka na ławce przed domem.
Wszystkiego dobrego dziadku – gdziekolwiek jesteś!!