Browsing Tag

bieganie

Dla ciała Zdrowo

Grubas biega

27 kwietnia 2018

W ramach wstępu scenka rodzajowa, którą przerobiłam dzisiaj w czasie porannego biegania. Otóż… Biegnę sobie, wyciskam siódme poty na ostatnim kilometrze w okolicy przedszkola i z daleka widzę mamę prowadzącą dziewczynkę. Przebiegłam obok i po paru metrach słyszę:

 – Mamo, kto to?

 – Pani.

 – Mamo, a co ona robi?

 – Biega

 – Mamo, a dlaczego?

 – Bo musi

 – A dlaczego?

 – Bo jest gruba

Tak, to było o mnie. Nie, nie przyśpieszyłam – wręcz się zatrzymałam i przejrzałam w kałuży. I zobaczyłam kobietę średniego wzrostu (163 cm), przeciętnej budowy (jedna celulozowa oponka na brzuchu) i przeciętej wagi (tą się chwalić nie będę). A mimo to jestem gruba?…

Buty biegowe i ślimak

Nie powiem, żeby ta sytuacja mnie nie ruszyła, bo ruszyła i to bardzo i na wiele kierunków. Bo:

  •  już od jakiegoś czasu rzuca mi się w oczy i uszy opinia, że bieganie to metoda na utratę wagi. Oczywiście. Jak najbardziej. W końcu bieganie to sport, a poza dobrymi nawykami żywieniowymi, uprawianie sportu to  najprostsza droga z utraty wagi i obwodów. Ale czy to znaczy, że wszyscy biegają tylko z tego powodu? A co z tymi, którzy biegają, bo lubią? Taki maratończyk, to raczej waga piórkowa niż superciężka. A ci biegający, by utrzymać kondycję, wchodzić na 4 piętro bez zadyszki i zrobić „dobrze” organizmowi? Przecież tacy też są. Przyznam, sama na początku biegałam licząc na spadek wagi ale już mi przeszło. Wiem, że dla zmiany cyfry lepsza będzie zbilansowana dieta, a bieganie to dla mnie przyjemność. I ta satysfakcja, z pokonanych kilometrów, a przede wszystkim endorfiny i super energia na cały dzień.
  • wiem, jak wyglądam i to, co usłyszałam w żaden sposób mnie nie uraziło, raczej mocno zdziwiło; docelowo – oburzyło. Ale gdy by na moim miejscu była osoba o słabszej psychice, większych wymiarach, która w końcu odważyła się i zaczęła biegać? A w tym bieganiu widziała jedyny sposób na utratę wagi. I teraz słyszy, że biega bo musi, bo jest gruba. Miłe, co?
  • czy takie wartości powinno się przekazywać dzieciom? Już widzę te uśmiechy czytelników, znających moje podejście do nieletnich 😉 Mniejsza o to. Czy nie lepiej byłoby wyjaśnić tej dziewczynce, że ludzie biegają to lubią, bo to zdrowe, bo pomaga? Nie komentować czyjegoś wyglądu, w dodatku negatywnie? (Swoją drogą, ciekawe co powiedziałaby ta kobieta, gdyby moja waga i wymiary pozostawiały naprawdę wiele do życzenia).
  • może dziwnie to zabrzmi ale mimo wszystko zmotywowała mnie – nie tylko do dalszego biegania ale też do zastanowienia się, jak bieganie jest postrzegane

A jak u Was Grubasy? Po co, dlaczego biegacie? Dla kilogramów, kondycji, wyników? A może dla endorfin? Pochwalcie się. I koniecznie napiszcie, czy też mieliście jakieś „wizerunkowe” wpadki w trakcie treningów.

Dla ciała Zdrowo

Kiedy rozum śpi

21 września 2017

Dzisiaj będzie o oszukiwaniu samego siebie. A dokładnie swojego umysłu. I nie będą to grafiki ze złudzeniami optycznymi, to będzie prawdziwe oszustwo. Praktykuję je niemal codziennie, można tym samym uznać, że mam już wprawę i mogę doradzać. Zatem – doradzam.

 

Jak już wspomniałam, oszukuję niemal codziennie. Staram się robić to szczęść razy w tygodniu i tylko z rana. Latem, które już niestety odeszło w zapomnienie, oszukiwałam w okolicach godziny szóstej. Teraz, gdy o szóstej jest jeszcze ciemno – mam godzinny poślizg. Kogo oszukuję? Chyba samą siebie. A tak naprawdę śpiący jeszcze o tej porze mózg/umysł/zdrowy rozsądek. Gdy tylko zadzwoni budzik – to rejestruję bezbłędnie – zwlekam się z łóżka i spływam po schodach do łazienki. Tam szybkie siku, zęby, buzia i znów po schodach w górę, do garderoby. Po omacku niemal wkładam ciuchy sportowe (do biegania albo do jazdy na rolkach). Znów spływam po schodach na dół. W stanie niepełnej świadomości robię dziesięć powitań słońca, szklanka wody, wkładam buty i wychodzę. Jeśli to jest TEN DZIEŃ (czyli poniedziałek, środa lub piątek), spływam po kolejnych schodach na podwórko i zaczynam truchtać. Przez furtkę, na ulicę. Mijam po drodze kolejne punkty orientacyjne ale – bij, zabij – zupełnie nie kojarzę jakie. Pierwszy, który rozpoznaję to stacja benzynowa, a Endomondo mówi wtedy, że to drugi kilometr. Czyli daleko od domu. Biegnę dalej, obok szyldu z informacją, że to teren lotniska i dalej
na własne ryzyko. Jakoś nie do końca to rozumiem, biegnę. I nagle znak – koniec ścieżki rowerowej. Ten już kojarzę, rozpoznaję i rozumiem. Co to oznacza? Że już się obudziłam i mój mózg/umysł/zdrowy rozsądek wiedzą, co się dzieje.
Że wbrew logice i porządkowi świata zaczęłam dzień bardzo wcześnie i bardzo aktywnie. Ale na tym etapie nie ma już odwrotu. Czasu cofnąć się nie da. Można tylko wrócić. Przy znaku następuje zwrot i kolejne 5 km pokonuję już w pełni świadomie. Ba, z uśmiechem na twarzy. Jest dobrze.

Tak to wygląda w TE DNI. A co w pozostałe? W pozostałe czyli TAMTE DNI (wtorek, czwartek i sobotę) jest bardzo podobnie. Z tą różnicą, że zakładam inne spodnie i pierwszy odcinek, do ścieżki rowerowej pokonuję samochodem.
Na parkingu zmieniam buty na rolki i jadę te 10 km, z których pierwsze 5 jest lekko chwiejne.

 

I tak wygląda to moje poranne oszustwo, dzięki którem w ogóle się ruszam. Dla wielu moich znajomych, ten moje rytuały t
o sadomasochizm. Zgadza się, przyjemnie nie jest. Ale wiem, że jeżeli nie oszukam się zaraz z rana po przebudzeniu, to do końca dnia już na pewno tego nie zrobię. Nie ma szans, żebym po wybudzeniu i złapaniu kontaktu z rzeczywistością wypociła przez godzinę litry potu w biegu czy pędzie. O, nie – to nie przejdzie. Ale tak nieświadomie….dlaczego nie. I tak to się toczy już trzeci miesiąc to moje łgarstwo. Z korzyścią dla figury, wymiarów, wagi, kondycji i samopoczucia. A także dla kalendarza. Bo wiecie ile rzeczy można w ciągu dnia zrobić, jeśli zacznie się go od siódmej, a nie dziewiątej rano?…

 

A Wy? Też oszukujecie, czy może jesteście tymi super-jednostkami, które obchodzą się bez tego rodzaju ściemy? Pochwalicie się , jak to u Was jest.

Dla ciała

Biegiem!!!

11 lipca 2016

Pierwsze skojarzenie związane z bieganiem? Liceum i wrześniowe, a następnie czerwcowe sprawdziany lekkoatletyczne. Deptak nad Dunajcem, na którym trzeba było sprawdzać swój czas na 1000, 500 i 100 metrów. Patrzyłam na to wszystko z pozycji szczęściarza z całorocznym zwolnieniem z WFu. I tak przez trzy lata. W czwartej klasie zwolnienia już nie miałam ale zmieniła się nauczycielka  i zamiast biegania była gimnastyka z wstążką. No cóż….Pomińmy może kwestię mojego zaangażowania. Fakt faktem, biegania nienawidziłam.

Ale życie bywa przewrotne.  Bieganie pojawiło się w moim życiu po raz kolejny w nietypowych okolicznościach – w czasie mojego pobytu w Afganistanie. Życie w bazie wojskowej nie jest zbyt urozmaicone. Jedyne rozrywki poza pracą to stołówka, twardy dysk z serialami i siłownia. Gdy amerykańskie jedzenia już całkiem obrzydło, seriale zostały obejrzane, przyszedł czas na siłownię, a konkretnie „chomikarnię” czyli tę jej część, gdzie stały bieżnie, rowerki i orbitreki. Nie powiem, żebym się w tym bieganiu na bieżni zakochała. Robiłam to trochę z nudy, z czasem – trochę z przyzwyczajenia. Co nie zmienia faktu, że kondycja się poprawiła, a centymetrów i kilogramów ubywało. Pasmo szczęścia zakończył powrót do Polski,  gdzie zupełnie zapomniałam o bieganiu. Nie było warunków. Nie było czasu. Nie było miejsca. Nie było potrzeby. Czytaj dalej