Browsing Tag

Beauty Expert

Dla ciała less waste Zdrowo

Wegetarianka i jej kosmetyczka

2 maja 2019

Jeśli wegetarianka, to pewnie ćwiczy* jogę, jeździ na rowerze, pije smoothie i używa tylko naturalnych kosmetyków, nietestowanych na zwierzętach, bez parabenów i innych “złych” składników. To opinia (nie chcę używać określenia stereotyp) jest bardzo powszechna. Ciężko z nią walczyć, szczególnie, że często wegetarianizm idzie w przez z jogą, rowerem i cała resztą „eko”. Często ale nie zawsze, czego jestem najlepszym przykładem. Bo jestem wegetarianką, praktykuję jogę (bo jogę się praktykuje, nie ćwiczy), jeżdżę na rowerze ale smoothie pijam rzadko, a do naturalnych kosmetyków podchodzę… powiedzmy, że zdroworozsądkowo i lekko egoistycznie. 

Pisałam już o naturalnych kosmetykach do codziennej higieny tutaj. I w tym względzie nic się nie zmieniło. Nadal jestem fanką arabskich mazideł, które uzupełniam tymi z własnego podwórka. I tak w łazience obok mydła Savon Noir jest jeszcze…Biały Jeleń. Tak, zwyczajne szare mydło. Nie wersja de luxe czyli z bursztynem, różą czy otrębami. Zwyczajna szara kostka pachnąca wątpliwie. Myję nim ręce i twarz. O tak, czuję te karcące spojrzenia i pytania o tonik/mleczko/serum itp. Odpowiadam – nie mam i miała raczej nie będę. Przerobiłam już przeróżne cuda, za 10, 50 i 100 PLN i nic nie dało widocznych efektów poza uczuleniem. Dopiero szare mydło w połączeniu z jeżykiem (taka mała gumowa szczoteczko-gąbka do mycia twarzy) odpowiednio dba o moją buzię.

Czy to wystarcza? I tak i nie. Do mycia – jak najbardziej, do uzyskania efektu „wow” – niezupełnie. Do pełni szczęścia stosuję jeszcze kremy. Dwa. jeden na noc, drugi na dzień. Ten na noc to aktualnie  Clarena Hyaluron 3D Elixir, a na dzieńteż Clarean ale Probio Balance Cream.Wcześniej, przez cztery miesiące były dwa inne, też marki Clarena. Dlaczego ta marka i te właśnie kremy? Bo tak wybrała moja kosmetolog,pani Aleksandra Węgrzyn z Zakładu Kosmetycznego Beauty Expert,  która od kilku lat zajmuje się moją twarzą i nie tylko. Ona najlepiej wie, co dla mnie najlepsze. Nie szukam w drogeriach, nie testuję darmowych próbek z gazet, nie słucham poleceń znajomych. Krem się kończy (zazwyczaj równo z porą roku), a ja odbieram z gabinetu nowy. Szczerze mówiąc, nie patrzę nawet na jego skład czy zalecenia. Wiem, że będzie dobry. I muszę przyznać, że jeszcze się nie zawiodłam. Żaden z kosmetyków dobranych przez Panią Aleksandręmnie nie uczulił, nie podrażnił skóry twarzy. Żaden nie trafił do kosza czy nie stoi na półce nieużywany. Każdy z nich jest dobrany dokładnie pode mnie. Niestety nie zawsze tak było.

Kiedyś kremy dobierałam sama. Oj, to była maskarada. Cała masa pojemniczków, pudełeczek, tubek i słoiczków, a na twarzy barwy wojenne wywołane uczuleniami. Przerabiałam też fazę „naturalne i polskie”, sprawdzając na etykietce czy aby naturalne, zdrowe, eko itd. Była ona efektem zmiany trybu/stylu życia na bardziej „uważny” i przyjazny naturze. I tak w zasadzie jest do dzisiaj. Staram się ze wszystkich sił być eko i less-waste ale – jak już wiele razy wspominałam na blogu – ze zdroworozsądkowym podejściem. I tak jest właśnie z kremami. Oczywiście, że mogłabym stosować kremy bez zawartości jakiejkolwiek chemii, myć włosy octem czy siemieniem lnianym, a zamiast antyperspirantu stosować ałun. Byłoby100% eko ale czy ja byłabym 100% zadowolona? Nie. Raz, że to nie są dla mnie komfortowe w stosowaniu rozwiązania. A dwa – śmiem wątpić w skuteczność ich działań. Tak jak ałun, nie ogranicza wydzielania potu, tak krem złożony z naturalnych olejków, gliceryny i ekstraktów roślinnych, nie będzie w pełni skuteczny.I jeśli nawet na początku miałam jakiekolwiek wątpliwości, szybko się ich pozbyłam, ufając opinii eksperta czyli Pani Aleksandry, która wytłumaczyła mi, że:

„Współczesna kosmetologia jest bardzo prężnie rozwijającą się dziedziną nauki. Każdy specjalista wie, że nawet najlepsze naturalne składniki, nie przyniosą skórze wiele korzyści jeśli nie zastosujemy odpowiednich nośników substancji aktywnych np. liposomów. Naturalny antyoksydant jakim jest dobrze wszystkim znana witamina C nawet zastosowana w stężeniu 100 % bezpośrednio na skórę nie przyniesie nam żadnych dobroczynnych efektów. Jest ona bowiem bardzo niestabilna i szybko utlenia się po kontakcie z promieniami UV. Jeśli jednak zamkniemy ją w nośniku liposomowym wystarczy, żeby jej stężenie wynosiło 0,5% zostanie ona przetransportowana do skóry właściwej. Tam dopiero ulegnie przekształceniu w formę aktywną i zadziała wielokierunkowo.”

Dlatego, wbrew stereotypom i naganom wzrokowym pozostanę przy kosmetykach „niekoniecznie-super-eko-zero-waste”. Najważniejsze, że działają, a ja nie produkuję śmieci wrzucając do kosza kolejny nietrafiony produkt.

A jak z tym u Was? Stosujecie tylko naturalne kosmetyki, eksperymentujecie? Czy może macie swoje sprawdzone typy? Chętnie je poznam.