Wiem, że ten tytuł nie brzmi zbyt optymistycznie. Szczególnie, gdy za oknem szaro, buro, depresyjnie, a człowiek chce tylko herbaty, koca i książki. Niestety Moi Drodzy – jesień życia to coś, co każdego z nas czeka. I wbrew pozorom nie jest to rzeczywistość odległa jak Star Trek czy Gwiezdne Wojny, tylko ta bardziej policzalna. Za 30, 40 czy 50 lat większość z Was/Nas będzie już ze sztuczną szczęką, balkonikiem czy protezami stawów biodrowych. Oczywiście nikomu tego nie życzę ale…co zrobić, żeby nie było tak źle? Zacząć już teraz. Przynajmniej tak sugerują mi moi rozmówcy, a że starych ludzi należy słuchać, bo przemawia za nimi doświadczenie lat….
Z racji pracy często spotykam się ze starczymi ludźmi. Tutaj ukrócę domysły i zaspokoję ciekawość – nie pracuję w niemieckim domu starców ale w Recepcji hotelu, gdzie często nocują grupy niemieckich emerytów spędzających czas wolny na podróżach. Średnio raz w miesiącu przed hotel podjeżdża autokar, z którego wysypuje się grupa 20-30 starszych osób. Co to znaczy starszych? W większości 70-80 letnich. Wiem to z rozmów z nim, bynajmniej nie z wyglądu czy obserwacji. Bo czy ta uśmiechnięta kobieta, z delikatnym makijażem, w stylówce, którą określiłabym jako sportowa elegancja popijająca drinka w hotelowym barze może mieć 80 lat? Niemożliwe… A ma. Nawet ciut więcej. Podobnie jak jej towarzysz, ten ubrany na sportowo (ale elegancko), podpierający się laską ale bardziej dla komfortu niż realnej potrzeby. Oczywiście też uśmiechnięty.
Po bliższym poznaniu okazuje się, że większość grupy to znajomi podróżujący od lat we własnym gronie. Niemal równolatkowie lubiący spędzać aktywnie czas. Zazwyczaj pozostają w hotelu przez 5-6 dni. I nie jest to leżakowanie. Każdego dnia, tuż po wczesnym śniadaniu wsiadają w autokar i zwiedzają okolicę. Wydeptują turystyczne trasy po Berlinie czy Poczdamie, pływają po Spreewie czy z rowerami albo kijami do nordic walking poznając okoliczne lasy. Wracają dopiero na kolację, po której mają jeszcze siłę na drinka w barze czy towarzyskiego pokera. I tak przez kilka dni.
Zdarza się, że zostają tylko na jedną noc, bo hotel to tylko jeden z wielu przystanków w trakcie trzytygodniowej wycieczki objazdowej, której napięty harmonogram przeraziłaby niejednego trzydziestolatka. A oni dają radę. Skąd mają na to siły? Gdy kiedyś zadała to pytanie, usłyszałam: „Z młodości”. Bo jak się okazuje, ta emerycka aktywność nie pojawiła się od tak, wraz z zakończeniem życia zawodowego. Ona była zawsze. Zawsze było zdrowe odżywianie. Zawsze była poranna gimnastyka. W miarę możliwości samochód zmieniany na rower, a wieczory przed telewizorem na wędrówki z kijami. Były weekendy na działce i praca fizyczna na tejże. I tak przez całe lata (a nawet dziesięciolecia). Normą są, ze względu na większą ilość czasu, zajęcia z jogi, pilatesu czy aqua-aerobic. Uwierzycie, że jedna z Pań na moich oczach zrobiła szpagat?!?!? I nie był on przypadkowy.
Patrzę na tych ludzi i niesamowicie im zazdroszczę. Chciałabym tak jak oni za 30 czy 40 lat być w pełni sprawna, aktywna i niezależna od pomocy innych. Mam nadzieję, że mi się uda. Że dzisiejsza aktywność i zdrowy tryb życia zaowocują w przyszłości. Dzięki moim „niemieckim emerytom” wiem, że to co robie dla siebie teraz ma sens, a będzie miało jeszcze większy w przyszłości.
A jak jest u Was? Po co ćwiczycie, zdrowo się odżywiacie i biegacie na jogę? Dla „bikini”, mniejszych cyfr na wadze? A może dla aktywnej starości?
Brak komentarzy