Urodziłam się w stolicy Podhala. Nie, to nie Zakopane. To Nowy Targ. Jestem góralką z krwi i kości chociaż z moich rodzinnych stron wyjechałam już ponad dziesięć lat temu. Ale gór tak naprawdę pozbyć się z siebie nie można. Nawet jeśli z tym walczysz czy starasz się zapomnieć – halny w duszy zostaje i kiedyś o sobie przypomni. U mnie zaczął o sobie przypominać jakiś czas temu.
Jako dziecko miałam te góry na wyciagnięcie ręki. Były tak oczywiste, że ich nie dostrzegałam. I nie mam tutaj na myśli górskich szczytów i bliskości Morskiego Oka. Chodzi raczej o gwarę, ubiór, potrawy czy mentalność. Starsze kobiety, które na kościelne święte zakładały tybetowe spódnice i kwieciste chusty, czy rozmowy ubogacone znanymi tylko w tych stronach epitetami. To wszystko sobie było. A ja tego chyba nie dostrzegałam. Co ja piszę – nawet posiadanie oryginalnego ludowego stroju było dla mnie oczywiste.
Gdy wyjeżdżałam z domu na studia, nie odczułam braku tego folkloru. Z resztą, w Krakowie, gdzie przyszło mi studiować, mnóstwo młodych ludzi pochodziło z Nowego Targu, Zakopanego i okolic. A same góry były na wyciagnięcie ręki. A może i studenckie lata to nie był jeszcze czas sentymentów?
Te jednak pojawiły się, gdy na dobre osiadłam na Dolnym Śląsku. To region będący mieszanką kultur, tradycji i folklorów. Tutaj moje pochodzenie nie było już oczywiste. Było raczej czymś nowym i na swój sposób „orientalnym”. A ja sama odkryłam, że gór mi brakuje. Tylko jak je mieć na codzień, gdy naprawdę są niemal 400 kilometrów ode mnie? Pomogła moda na modę. Góralską oczywiście.
Podczas jednej z wizyt w domu „przypomniałam” sobie o kierpcach. To element góralskiego stroju. Skórzane buty zapinane na rzemyki. Najwygodniejsze baleriny świata. Te na zdjęciu zakupione zostały na nowotarskim „jarmaku”(kosmicznie wielkie targowisko odbywające się w każdy czwartek i sobotę nad Dunajcem). Moje Laboutin Podhale to buty idealne. Nie z ekologicznej ale prawdziwej skóry, zrobione w Polsce – nie sprowadzone z Chin, wyprodukowane ręcznie – bez udziału maszyny. A pod względem praktycznym – pasujące do wszystkiego i niepowtarzalne. Na jakiś czas zaspokoiły moją potrzebę gór. Z czasem garderoba wzbogaciła się jeszcze o filcową torebkę z haftem parzenicy. Aż boję się myśleć, co będzie dalej. A jest w czym wybierać. Moda na folklor, szczególnie ten góralski cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Na rynku pojawia się coraz więcej firm, które szyją ubrania stylizowane na góralskie czy inne „podhalańskie” akcesoria i dodatki. Moim faworytem pod tym względem jest Podhaler. To grupa młodych ludzi, którzy sami piszą o sobie tak:
“Jesteśmy grupą młodych ludzi urodzonych i wychowanych na Podhalu, przesiąkniętych tradycją, gwarą, ludową kulturą, miłością do gór i szacunkiem do wartości, które przekazano nam w domach. Przyszedł jednak dzień, w którym los obszedł się z nami brutalnie, rozrzucając nas po różnych częściach kraju. Zostaliśmy oderwani od najcenniejszego miejsca, od naszej ojcowizny. W chwili, gdy znaleźliśmy się poza granicami Podhala, wśród obcych nam ludzi, wśród nie-górali, zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak bardzo inni jesteśmy. Seweryn Goszczyński w 1853 r. w „Dzienniku podróży do Tatrów” napisał: „kilka tygodni oddalenia od gór już wpływa na zdrowie gorala”. Świento prowda!”
Chciałam napisać, że zakochałam się w nich ale tak naprawdę zakochałam się w ich pomysłach i tworzonych przez Podhalera ubraniach. Stylizowanych sukienkach, męskich koszulach z parzenicami czy damskich bluzkach z tybetowymi akcentami. Jest tego naprawdę wiele. Dla tych, którzy nie są do końca przekonani do góralszczyzny w „czystym” wydaniu, Podhaler stworzył linię odzieży casulaowej – The Podhaler, gdzie znaleźć można wiele przedmiotów i ubrań z tym czymś góralskim.
A Wy? Też manifestujecie miłość do swoich małych ojczyzn? A może zwyczajnie lubicie stylowe, regionalne akcenty w garderobie? Napiszcie, jestem tego bardzo ciekawa. Może odezwie się ktoś, kto podobnie jak ja ma w sobie góry na odległość.
2 komentarze
Regiony, z których pochodzimy są w nas. Korzenie przypominają o sobie…Nawet gdy oddzielają nas setki kilometrów
Dokładnie – mała ojczyzna zawsze zostaje w sercu.