Zdarzyło się naprawdę, przed kilkunastoma dniami. Uczestnicy rozmowy to Guzikowianka, Kot, właścicielka kota czyli Cytryna. Miejsce akcji – kuchnia Cytryny późnymi wieczorem, przy herbacie.
Guzikowianka: Kot, życie jest straszne. Wiecznie pod górę, same problemy (i tu wyliczanka – o pracy, życiu, chorych zatokach, korkach w mieście i wszystkich nieszczęściach świata, które spadły właśnie na Guzikowiankę)
Kot wydaje się słuchać – patrzy z zainteresowaniem, przekrzywia głowę, w końcu zeskakuje na podłogę i odchodzi.
Guzikowianka: Chyba mnie rozumie…
Cytryna: No nie wiem…Ma pół roku…wzięłam go ze schroniska, gdzie trafił, bo skazany na uśpienie bo ktoś go zwyczajnie nie chciał i nie wiedział, jak pozbyć się problemu. Był w takim stanie, że nie dostał imienia ani nawet numery identyfikacyjnego….Chyba miał trochę gorzej niż ty…
Czyli jak zwykle – zero zrozumienia…
Brak komentarzy