Tak się złożyło, że trafiłam na porę deszczową. Pada praktycznie codziennie, czasem nawet dwa razy w ciągu doby. Zazwyczaj późnym wieczorem czyli koło osiemnastej (nie wiem czy już pisałam ale zmrok zapada koło dziewiętnaste, a o dwudziestej jest już kompletnie ciemno i tak do szóstej rano). Pada też z rana – koło ósmej czy dziewiątej, czyli w porze największej aktywności. Mieszkańcy nic sobie z tych opadów nie robią, wszyscy wyposażeni są w parasolki. W czasie deszczu wszędzie roi się od kolorowych parasolek. W przeważającej części ich właścicielkami są kobiety. Mężczyźni też chronią się tak przed deszczem ale chyba jest to dla nich mało wygodne narzędzie, ponieważ częściej biegają w deszczu bez. No cóż, każdy ma swoje metody na deszcz. Parasolki służą też do ochrony przed nadmiernym słońcem. Ciężko stwierdzić, czy naprawdę przynosi to skutek, ponieważ rdzennie Etiopczycy są z natury “opaleni”. Te parasolki w zasadzie w ogóle nie są składane. Najpierw chronią przed deszczem, później przed słońcem, a w międzyczasie w oczekiwaniu na jedno albo drugie. Parasolki rzecz jasna pochodzą z Chin. Ale o Chińczykach i chińskiej aktywności w Etiopii jeszcze będzie.
Brak komentarzy