Uwilbiam to: siedzę sobie w kawiarni, piję herbatę, jem ciacho, czytam książkę a trzy laski przy stoliku obok wygłaszaja peany na temat uroków macierzyństwa:
– ja rodziłam półtorej doby
– położna gniotła mnie po brzuchu przez 45 minut, a druga ciągnęła małą za głowę
– ja chodziłam do szkoły rodzenia
– tylko pród naturalny, siłami natury
– brodawki pękają i bolą, bo mały je gryzie
– a mój mąż nie chciał porodu rodzinnego
– to jest taka dawka endorfin!
Już dawno określiłam się w temacie przekazywania genów – swoimi nie planuję się w ten sposób dzielić, a jeśli chodzi o endorfiny…ich źródłem będzie dla mnie wiosna i tabliczka czekolady!
1 Komentarz
Znam to z obserwacji! Nie znoszę takiego gadania :/, męęęęęęcząąąąąąąąąąąccccceeeeeeee, ble.