Udałam się celem wysłanie, w wcześniej nabycia, pocztówek. Obiecałam wysłać, więc chciałam się wywiązać. Zacznijmy może od tego, że urzędy pocztowe są tylko w miastach, czasem w większych miasteczkach, ale co do tych drugich – nie ma reguły. Ja odwiedziłam pocztę w Hawassa. Dla stałych czytelników – koło Ronda Stalówki; trzy kilometry piechotą. Poczta, jak poczta. Nawet szyld miała. I ochronę, która mnie przed wejściem sprawdziła (pani dotknęła kieszeni i zajrzała do plecaka). W środku okienka, do okienek kolejki i pytanie: w której się ustawić, bo sądząc po opisie – nad każdym okienkiem inne etiopskie literki – każda za czymś innym. Pomocna okazała się francuska zakonnica, która wytłumaczyła, że wybór okienka nie ma znaczenia, a to że różne literki….hmm…to słownie napisany numer stanowiska.
Kolejny problem pojawił się, gdy już odstałam swoje. Pan w okienku powiedział, że owszem, wie co to pocztówka i chętnie sprzeda. I podał mi jedną. Na sugestię, że potrzebuję więcej, schylił się pod biurko i wyjął kolejną, nieco sfatygowaną. Gdy poprosiłam o więcej, czyli jeszcze trzy, z przerażoną miną poszedł na zaplecze. Wrócił po jakichś 10 minutach z jedną, tłumacząc, że to już ostatnia i więcej na całej poczcie nie ma. Trudno. Przeszliśmy do zakupu znaczków. I tu kolejny problem, bo normalne (krajowe czy kontynentalne) znaczki to pan ma, na biurku, cały klaser. Ale już do Europy…o, te to w inny klaserze. A ten inny klaser to zamknięty w sejfie! Na szczęście klucz do sejfu się znalazł i znaczki też. Pozdrowienia z Etiopii zostały wysłane. Zobaczymy kiedy, i czy w ogóle, dotrą.
I jeszcze ceny:
– pocztówka (wątpliwej urody, co niektórzy dostaną z czarnoskórym panem prężącym tors na odwrocie) – 3 birry
– znaczek do Europy (w sumie to dwa, z identycznym motywem, różnica w rozmiarze) – 15,25 birrów
Wychodzą za to grosze, ale dysproporcje, w porównaniu do PL – kosmiczne
1 Komentarz
Pewnie nie ostatnie, co?