“Zniewolony”
XIX wiek, Stany Zjednoczone. Północ już dała sobie spokój z niewolnictwem, czarnoskórzy obywatele mają prawa identyczne, jak ich biali współplemieńcy. Na Południu, “czarnuchy” nadal obrabiają pola bawełny. I na to właśnie Południe trafia Samuel. O czym jest film? O 12 latach niewoli, poniewierki, traktowania jednych ludzi przez innych jak o własności. O czym jeszcze? O próbie zachowania twarzy, życiu resztkami nadziei i wierze, że sprawiedliwości stanie się kiedyś zadość. Przede wszystkim o niesprawiedliwości tego świata, nierównym traktowaniu i wyzysku. Dla mnie: kolejna wersja “Chaty wuja Toma” czy “Niewolnicy Izaury” z tą różnicą, że piękne zdjęcia i genialna muzyka. I to by było na tyle.
“Wilk z Wall Street”
Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze bawiłam się w kinie. Na identycznym – wysokim – poziomie są dialogi, gra aktorska, kostiumy, fabułą i sceneria. Wszystko na piątkę z plusem. A co nasz szóstkę? Leoś z “porażeniem mózgowym” i scena z lotu szwajcarskimi liniami lotniczymi. Nie wiedzieć czemu” Hilfe” od razu skojarzyło mi się z perturbacjami pana Protasiewicza.
“Tajemnica Filomeny”
Kolejny dowód na to, że kościół katolicki na własne życzenie nie daje się lubić. Początek jak z “Magdalenek”, a dalej już tylko lepiej. Niesamowita Judi Dench, angielski humor i wysmakowana gra słów. Do tego “gejowski” problem na czasie i ludzki dramat rozpatrywany na dwóch płaszczyznach. Polecam.
“Grawitacja”
Przepis na film jednoosobowy. Przep półtorej godziny słuchałam Snadry Bullock, gapiłam się w kosmos i uczyłam obsługi statków i promów kosmicznych. Wsłuchując się przy tym w dźwięki określone jako “muzyka na miarę Oscara”. Zwątpienie przyszło, przy zbliżeniu na plażę czerwonego koloru. Na szczęście okazało się, że to nie jest Mars 🙂
1 Komentarz
oglądałam tylko Grawitację, która mnie rozczarowała, o czym kilka miesięcy temu pisałam u mnie na blogu. reszta tytułów jeszcze przede mną, oby już niedługo 😉