Pewnie nigdy nie sięgnęłabym po tę książkę, gdyby nie mój pobyt w Afganistanie. Dał do myślenia. A po lekturze książki myślenie na zdwojonych obrotach. Holenderska dziennikarka nie pozostawia suchej nitki na pracownikach i wolontariuszach organizacji pozarządowych, którzy pod hasłem pomocy rzucają się jak harpie na każdy nowy “kryzys”. Oburzycie się ale niestety tak jest. Na hasło “susza w Somalii”, opatrzone zdjęciem czarnoskórego dziecka z wydętym brzuszkiem, każdy z nas sięga do portfela, wysyła SMSa, kupuje wodę z oznaczonej adekwatnie partii. Zagłusza wyrzuty sumienia i pomaga nakręcać machinę pomagania. Mechanizm jej działania prześwietliła Polman naocznie, odwiedzając “przestrzenie humanitarne”, a co gorsza – zadając obydwu stronom – pomagającym i beneficjentom – niewygodne pytania. Na podstawie przeprowadzonych przez nią rozmów i wizyt, na światło dzienne wychodzą prawdziwe metody działania i reguły kierujące przemysłem pomagania.
Książka nieco “brutalnie” naświetla temat ale może tak właśnie trzeba. Może jej lektura każe nam się zastanowić, nim wyślemy kolejnego SMSa o treści “HELP”
Moja ocena: 10/10
Brak komentarzy