Właśnie mija połowa dziewiątej zmiany w Afganistanie. Dla niezorientowanych jedna zmiana trwa pół roku, wymiana kontyngentu następuje wiosną (około kwietnia) i jesienią (okolice października). Lipiec to czas, kiedy ludzie, którzy przylecieli w kwietniu zaczynają powoli tęsknić za krajem. A tęsknota objawia się różnie. Jedni snują plany: „Gdy wrócę to…pojadę na ryby….spotkam się ze znajomymi….będę chodizłą tylko w szpilkach i spódnicach (to rzecz jasna panie) i tak dalej….”. Inni odliczają: „Jeszcze tylko…i tu pada różnie – liczba dni roboczych, liczba przewidywanych patroli lub lotów…ilość dni do zakończenia projektu…”. Jeszcze inni tęsknią w ciszy przypominając sobie polskie smaki. Tak, dokładnie – smaki. Nie uwierzycie ale w tych – bądź co bądź – ekstremalnych warunkach ujawniają się niesamowite zdolności kulinarne. Wczoraj na przykład jadłam pyszną zupę jarzynową w wykonaniu – uwaga: panów z naszego plutonu ochrony. Chłopcy spisali się znakomicie. Z listą w ręce zostały poczynione zakupy (nie udało się zakupić kalafiora i lokalnego chleba). Wyzanczono ekipę do obierania ziemniaków, jeden z panów czuwał nad smakiem (broń Boże nie „Vegeta” czy inny „Kuchcik” ale prawdziwe przyprawy). Efekt końcowy –pierwsza klasa J Wcześniej miałam okazję posilić się polskim żurkiem (również dzieło panów z innej jednostki). Była też już sałątka jarzynowa, zupa pomidorowa i inne cuda. Wszystko w męskim wykonaniu. Jestem pod wrażeniem i gratuluję. Mam również nadzieję, że ta kulinarna umiejętność nie zaniknie w momencie zetknięcia z polską ziemią.
I jeszcze jedna kulinarna ciekawostka. Wczoraj w ramach obiadu odwiedziłam jedyną w bazie lokalną „restaurację”. Menu (tabelka A4) w języku angielskim zawiera różne afgańskie przysmaki opisane w języku angielskim i uwaga – jedna z pozycji to w polskim zapisie KOTLET SCHABOWY
Brak komentarzy