To mój drugi “kontakt” z Ingrid Hedstorm. Po “Nauczycielce z Villette”, która w pełni zaspokoiła moje oczekiwania, jakie zazwyczaj mam wobec zagranicznego, współczesnego kryminału; przyszedł czas na drugą pozycję Szwedki. I muszę przyznać, że trochę się rozczarowałam. Nawet nie schematem – ten mi odpowiada. Na pewno też nie przewidywalnością – nie spodziewałam się takiego zakończenia. A co w takim razie mnie rozczarowało – brak powrotów do przeszłości. Jeśli zakładamy, że główny wątek książki ma źródła w okresie wojennym, wracajmy do tej wojny. Jeden krótki rozdział na początku nie wystarczy. Brakuje też – w końcu to kryminał – trupa. “Odgrzewane” morderstwa sprzed lat klimatu nie stworzą. Za co plusy – za klimat, nieprzewidziane zakończenie i prawowierną Martine Poirot, jej męża i siostrzenicę.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy