Jezioro Pilchowickie kojarzy mi się z wyjazdami na ryby i pobytem w tym cudownym miejscu. Nie przyszło mi do głowy, że w tych „okolicznościach przyrody” można osadzić akcję kryminału, w dodatku tak krwawego. Bo „Zapora” jest naprawdę krwawa. Ktoś morduje – w okrutny i finezyjny sposób – kolejnych mieszkańców Pilchowic. Przyznaję, że na pewnym etapie lektury zaczęłam się zastanawiać, czy autor planuje pozbyć się wszystkich mieszkańców Pilchowic. Na szczęście nie uśmiercił wszystkich. Jednak ci, którzy polegli, muszą zostać w pewien sposób pomszczeni. A morderca jest nieuchwytny. Na miejscu zbrodni nie pozostawia po sobie żadnych śladów. Znika niczym duch nie dając ścigającym go policjantom żadnych szans. Czyżby zbrodnia doskonała? Niekoniecznie, wszak taka nie istnieje. Wie o tym komisarz Iwanowicz. Czy trafi w końcu na ślad i znajdzie klucz do zagadki?
„Zaporę” zakwalifikowałam do grupy książek „z historią w tle”, które bardzo lubię. Ta jednak nieco mnie rozczarowała – autor każe czekać na wątek historyczny do ostatnich stron kryminału, przez co pozbawia czytelnika przyjemności snucia własnego śledztwa. W książce zabrakło mi też szczegółowości. Autor potraktował bohaterów do tego stopnia powierzchownie, że nie wszystkie ofiary zasłużyły na imiona i nazwiska, nie wspominając o mordercy, którego biografię możemy zawrzeć w dwóch zdaniach. Czego było za wiele? Opisów lasów nad jeziorem 🙂
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy