Mieszkam sobie teraz we Wrocławiu. Studia mam w Krakowie. Ze względów rodzinnych bywam w innych, pomniejszych Guzikowach. Jak tego efekt?
Scena I
Wiem, że istnieje coś takiego jak Kalendarz Wędkarza, Kalendarz Myśliwego, Kalendarz Nauczyciela. To może istnieje Kalendarz Fotografa? Warto poszukać. Zasiadłam we wrocławskim fotelu i szukam. Pomógł “wujek google”. Kalendarz Fotografa istnieje, a raczej istniał. Jedna edycja przed trzema laty, wypuszczona przez krakowskie wydawnictwo z okolic Rynku Głównego. Hmm…a może jakimś cudem w tym roku, też wypuszczą?.. Jest czternasta, środek tygodnia, podejdę do nich i zapytam, zdążę wrócić przed zajęciami z jogi. Tiaaa…powodzenia…na pewno zdążę w 3 godziny na piechotę do Krakowa i z powrotem.
Scena II
Dzwoni Brat: Guzikowianka, gdzie w X (jedno z pomniejszych Guzikowów) jest drogeria?
A ja w myślach skanuję wszystkie możliwe lokalizacje Rossmanów, ze wszystkich miast. Jakoś tak mi się zlało…
Scena III
Zamówienie przez internet. Rubryka: “Wpisz adres dostawy”. Niby takie proste ale:
– do domu nie zamówię, bo nie wiem, kiedy tam będę
– do Y. też nie, bo tam będę dopiero za 2 tygodnie
– to może Wrocław!!! tylko gdzie – do mieszkania, gdzie tylko sypiam czy do firmy?
– o, do Krakowa zamówię, do Cytryny!!!
Po czym okazuje się, że dostawca, który bezczelnie żądał “Wpisz adres dostawy” ma siedzibę w Krakowie…
Czy to już choroba?….
Brak komentarzy