Jak wielu z Was zapewne wie, od niemal roku mieszkam w Niemczech. Geograficznie – pod Berlinem, co nie zmienia faktu, że samą stolicę Niemiec odwiedzam regularnie i chętnie. Po dziesięciu miesiąca nadal jest dla mnie nie do końca odkryta, korzystam więc z każdej sytuacji, by poznać to miasto lepiej. Pomyślałam, że w efektami tego odkrywania podzielę się z Wami na blogu. Być może moje wskazówki okażą się pomocne dla kogoś, kto planuje Berlin odwiedzić. Dla mnie samej te wpisy z serii, którą nazwałam „Do zobaczenia w Berlinie” będą rodzajem pamiętnika. Zaczniemy nietypowo. Dzisiaj nie będzie ani Bramy Brandenburskiej ani też Alexander Platz. Zaczniemy od Muzeum Szpiegostwa.
Mieści się ono w dzielnicy Mitte, przy Liepzieger Platz 9 (tuż obok jest galeria Salvadoer Dali ale to temat na osobny wpis). Można dojechać tutaj praktycznie wszystkimi środkami komunikacji miejskiej (ja dotarłam metrem – stacja vis-a-vis wejścia), a z miejsc tak charakterystycznych jak wspomniana wcześniej Brama Brandenburska – na piechotę w ciągu kilkunastu minut. Wejście trudno przeoczyć – w oczy rzucają się charakterystyczne grafiki zielonych panów w okularach. Bilet w cenie 12€ normalny/8€ ulgowy można kupić na miejscu lub przez Internet. Kolejek raczej nie ma. Nie ma też przewodnika ani osoby sprawdzającej bilety. Zastąpił ją skaner i bramka skanująca, przez którą wchodzimy na pierwszą z ekspozycji.
Przyznam, że Berlin kojarzy mi się z wieloma rzeczami i zjawiskami ale jakoś nigdy nie utożsamiałam go ze szpiegami. A to błąd. Wszak w czasie zimnej wojny to właśnie obecna stolica Niemiec nazywana było miastem szpiegów. Sprzyjało temu zapewne położenie na granicy wpływów. I to właśnie działania agentów imperialistycznych i tych ze wschodu zajmują sporą część ekspozycji. Nie można jednak zarzucić twórcom muzeum, że zaniedbali inne obszary. Nic z tych rzeczy. Poszczególne wystawy poświęcone są nie tylko czasom zimnej wojny. Poznajemy historię szpiegostwa od czasów Kleopatry, przez średniowiecze, po współczesność.
Dla osób nastawionych na typowe „oglądanie wystawy”, Muzeum Szpiegostwa może okazać się rozczarowanie. Aby dobrze zapoznać się z ekspozycją trzeba sporo czytać. Ale tutaj organizatorzy stanęli na wysokości zadania – wszystkie opisy są bardzo szczegółowe, zarówno w języku niemieckim, jak i angielskim. Podobnie dwujęzyczne są nagrania audio czy instrukcje obsługi „eksponatów” pozwalających na np. samodzielne kodowanie czy przejście przez tor przeszkód stworzony z wiązek świetlnych. W muzeum są też oczywiście bardziej oczywiste eksponaty, jak damska torebka z aparatem fotograficznym, którego obiekty w to fantazyjna broszka, pistolet ukryty w szmince (firma Manhattan – sprawdziłam) czy cała gama najrozmaitszych trucizn i chemikaliów używanych przez szpiegów. Mnie osobiście najbardziej zainteresował biustonosz i systemem nagrywania i strzelający parasol.
Jedno z pomieszczeń muzeum poświecono w całości najsławniejszemu w Tajnej Służbie Jej Królewskiej Mości. Możemy zobaczyć plakaty filmowe (nie tylko „Bondy”, galerię wszystkich odtwórców roli Bonda czy kostium filmowego Buźki, który był naprawdę wielki. Klimatu dopełnia odpowiednia muzyka – oczywiście ścieżka dźwiękowa z filmów.
Ostatnim etapem zwiedzania jest przejście przez ekspozycję poświęconą współczesnemu szpiegostwu w szeroko pojętym znaczeniu. Możemy zobaczyć materiał poświęcony sławnym osobom, które prawdopodobnie zostały pozbawione życia przez szpiegów (m.in. Arafat, Litwinienko) ale też przekonać się, jak może być śledzony/szpiegowany współczesny Kowalski.
Przejście całej wystawy z, w miarę dokładnym zapoznaniem się ze wszystkim eksponatami, zajmuje około półtorej godziny. Ale nie jest to zupełnie odczuwalne. Eskpozycje są naprawdę ciekawe, a organizatorzy włożyli sporo wysiłku, by zwiedzający nie poczuli się znudzeni.
Polecam!
4 komentarze
Widać, że muzeum zrobione z pasją i głową 🙂 A pewnie nawet bym nie pomyślała nigdy, żeby tam zajrzeć.
Muzeum jest naprawdę dopracowane. I jak większość tego typu placówek w Berlinie, nie pozwala się nudzić ani dorosłym, ani dzieciom. Trafiłam tam trochę przez przypadek – kierowałam się raczej na galerię z pracami Salvadore Dali.
Właśnie to lubię w muzeach za granicą, że są atrakcyjne dla osób w każdym wieku. Niestety u nas zbyt często wieje nudą…
Dokładnie. A najlepsze w tej uniwersalności muzeów jest to, że nawet atrakcje przeznaczone dla dzieci – zainteresują dorosłych.