Oczywiście – kawa. Etiopia jest eksporterem najlepszej, i najdroższej zarazem, kawy na świecie. Parzenie kawy to cały rytuał. Jest on o tyle niezwykły, że samo parzenie poprzedzone jest najpierw wypalaniem świeżych, zielonych ziaren, a następnie ich zmieleniem. Samo parzenie, to właściwie ostatni etap. Nie miałam jeszcze okazji uczestniczyć w tym procesie – nie lubię i nie piję kawy, ale dla dobra czytelników, obiecuję się poświęcić. O kawie jeszcze będzie.
Do picia są też soki owocowe. Idziesz sobie przez miasto, widzisz sklepo-kram z owocami. Wchodzi do środka, siadasz na stołeczku i mówisz pani, że chcesz sok z tego, tego albo tamtego, albo ze wszystkiego razem. Pani bierze wybrane przez ciebie owoce i wyciska na oczach widza dużą szklankę soku. Smakuje – cudownie, kosztuje – około 1,5 $ za jakieś 0,4 litra i jest totalnie świeże, pyszne, sycące.
Do picia jest też woda oczywiście. Mi najbardziej smakuje gazowana naturalnie Abamo. Ze źródeł jakichś tam, w szklanych, kapslowanych butelkach; jak w PRLu 🙂
1 Komentarz
Dobra kawa… bardzo lubię kawę świeżo zmieloną, niestety mam naprawdę niewiele okazji do wypicia takiej właśnie kawy.