W sąsiedztwie zmarł nagle młody człowiek, bo 50+ to młody wiek. Wieść gminna niesie, że źle się poczuł, zabrało go pogotowie i zmarł. Wniosek: “Co za czasy, w szpitalu ludzie umierają”, “Gdzie był lekarz?”, “Teraz to lepiej po karetę nie dzwonić!”
Po kilku dniach okazało się, że pana owszem, karetka zabrała ale zmarł w domu, gdzie wyszedł na własne żądania, po mimo złego stanu zdrowia.
Sąsiadka znajomej znajomej, tym razem wiek 40+, przeszła operacje powiedzmy “kobiecą”. Nie na poziomie wycięcia wyrostka robaczkowego ale też nie mega skomplikowaną. Od miesiąc siedzi w dom i ma “mnóstwo komplikacji”. W końcu trafiła do szpitala. Wnioski: “Pójdziesz się leczyć, to cię nawet dobrze nie pozszywają!”, “Mieli jej pomów, a jeszcze zaszkodzili”, “Tak ją wyleczyli, że znów do szpitala trafiła”.
Po dokładniejszej analizie sytuacji okazuje się, że owszem – spędziła w domu miesiąc ale na własne życzenie. A do szpitala trafiła z przeziębieniem, które przeszło w zapalenie płuc.
Nie wiesz kto jest winny? Służba zdrowia!
1 Komentarz
Okazało się, że nie najlepiej u mnie ze zdrowiem więc zaczynam się leczyć. Kosztuje mnie to sporo czasu, nerwów i pieniędzy. Kolejki do specjalistów po 6-12 miesięcy a do tychże samych specjalistów prywatnie tydzień góra dwa. Średnia stawka 150 zł za wizytę plus wyniki. Jestem rozgoryczona, bo po 1 napędza się sztuczną koniunkturę kolejki a po 2 krzewi się PRYWATNĄ SŁUŻBĘ ZDROWIA. Na własnej skórze poczułam co to jest pobyt w szpitalu i poziom leczenia. To oprócz tego, że wkurwiające to bardzo przykre. Opisane przypadki pewnie są już standardem w opowieściach o SZ, ale niestety stan naszych służb zdrowotnych jest opłakany. Po wyjściu ze szpitala muszę iść prywatnie inter[pretować wyniki, bo nikt nic nie wie a ordynator wciąż nieobecny…wiadomo seminaria. Przepraszam, że tak tu się wyłuszczam, ale szlag mnie trafia.