Przeglądasz kategorie

Kryminał

Kryminał Książkowo

2020 i książki

1 stycznia 2021

Czas, w którym jeden kalendarz się kończy, a inny zaczyna, nigdy nie był dla mnie momentem podsumowań i rozliczeń. Stali bywalcy Namysłowskiej wiedzą, że tego typu rozrachunki robię na przełomie lutego i marca. Tak będzie i tym razem. Z najnowszą przeszłością rozliczę się za dwa miesiące. Biorąc jednak pod uwagę, że 2020 było bardzo nietypowy, a zarazem obfity w rzeczy i zdarzenia, należy mu się jakieś tam podsumowanie. Zaczniemy od tego książkowego.

Książek było w tym roku 75. Nie planowałam tej ilości. Nigdy z resztą jej nie planuję. W 2020 czytałam dużo i wszystko. Pewnie dlatego wyszła z tego dosyć pokaźna liczba. Jeśli jednak odsiać ziarno do plew, może się okazać, że mało urobku zostanie. I na tym, co pozostanie, chciałabym się skupić.

 

Wege. Dieta roślinna w praktyce

O jedzeniu

Początkiem roku wspomniałam już dwie tegoroczne pozycje, które zrobiły  na mnie duże wrażenie. Pierwsza z nich to „Tak dzisiaj jemy. Biografia jedzenia”, a druga „Wege – dieta roślinna w praktyce.” Dla mnie, wegetarianki, która już dawno odkryła sekret ludzkości pt. „Nie jem niczego, co robiło kupę”, obydwie lektury nie powinny robić wrażenia. I nie zrobiły. Ale usystematyzowały wiedzę. Podparły ją setkami przykładów i wyników badań. A przede wszystkim utwierdziły w przekonaniu, że nie schodzę na złą drogę żywieniową.

 

O korzeniach

Korzenie były w sumie cztery. Najpierw niemieckie, przedstawione w książce Karoliny Kuszyk „Poniemieckie”. Autorka zagłębia się w historię przedmiotów starszych niż ich obecni właściciele. Szafa, miska, regał, lustro. Kiedyś należały do rodzin niemieckich, by następnie, w ramach porzucenia, trafić w nowe, polskie ręce. Traciły „niemiecką” tożsamość zyskując automatycznie znamię „poniemieckości”. Ważna lekcja historii.

Kolejne korzenie były żydowskie. A może raczej polskie ale na nie-polskiej ziemi. „Polanim. Z Polski do Izraela” Karoliny Przewrockiej-Aderet to życiorysy przeniesione w połowie trwania znad Wisły na Negew czy do kibucu. Gdzieś, gdzie trudno się im odnaleźć i trwać ot tak po porostu dalej. Ważna lekcja o konieczności odnalezienia swojego miejsca w nowej ojczyźnie, gdy ta stara już cię nie chce.

Ostatnie korzenie są lokalne, spiskie. To ważne – nie podhalańskie ale spiskie. Z okolic Nowego Targu, znad Białki, spod Pienin. To tam rozciąga się historyczno-geograficzna kraina, z której pochodzę. Spisz. Nigdy mnie szczególnie nie interesował; a już wybitnie przestał, gdy go opuściłam. Teraz zaczyna wracać. Między innymi poprzez książki takie jak „Cztery sztandary, jeden adres. Historie ze Spisza” Ludwiki Włodek. Z każdej strony odzywają się znajome dźwięki, przebija się spiska gwara, wychylają się zasłyszane w dzieciństwie nazwiska. Cała książka zdaje się mówić: „Stąd pochodzisz..”

 

O zbrodniach

Wyimaginowanych rzecz jasna. Jedne dzieją się przed laty w Glatz (dzisiejszym Kłodzku), które goi rany po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Autor, Tomasz Duszyński ściąga do tytułowego miasteczka tajemniczego detektywa z samego Berlina, który ma odkryć mroczne tajemnice kłodzkich zaułków. Zbrodnie w dawnym klimacie, kiedy – jak się okazuje – sprawcę można było złapać bez śledzenia bilingów i badania DNA. Warto.

Inne zbrodnie są bardziej współczesne – jak te trupy Katarzyny Puzyńskiej z najnowszego tomu sagi o Lipowie. „Śreżoga” brzmi pięknie i tajemniczo. I na tym zachwyty się kończą. Książka jak cegła, akcja jak pewne podroby w oleju, a ilość wątków pozwala bezpowrotnie odpłynąć. Dlaczego w takim razie pozycja trafia do wpisu dla wybranych? Ku przestrodze.

 

O przyszłości

Czyli o  2021. Nie robie planów, nie ustalam limitów, nie ustawiam poprzeczki. Mogę tylko napisać, że postaram się:…

 – czytać więcej o Izraelu/z Izraela

 – częściej sięgać po książki o Turcji/z Turcji

 – nie przesadzać z kryminałami

 – nie popełniać przestępstw na miarę „Siedmiu sióstr”…

 

Jak podoba się Wam ten stronniczy ranking? Coś z zestawienia przemknęło Wam przez czytnik czy kartę biblioteczną? A może biorąc pod uwagę moje noworoczne postarania (nie postanowienia), coś doradzicie?

 

Kryminał Książkowo poradniki

Z Kindla wzięte czyli co czytałam w listopadzie

19 grudnia 2019

Już niedługo koniec grudnia, a ja jeszcze czytelniczo listopada nie podsumowałam. A trochę się na Kindlu działo. Powiedzieć, że szarpało mnie czytelniczo na różne strony, to mało – ja w te różne strony poszłam! Sami zobaczcie.

Miesiąc zaczęłam spokojnie, zgodnie z zainteresowaniami, od Pauliny Młynarskiej i jej najnowszego dziecka „Jesteś spokojem”. Zdecydowałam się na tę właśnie pozycję licząc na konkrety związane z jogą. I te konkrety dostałam. Na kilkudziesięciu stronach. I to by mi wystarczyło. Nieszczególnie zainteresowały mnie opowiadania o dzieciństwie czy chorobie ojca. Mam świadomość, że to ważne dla autorki ale nie na to liczyłam.

Kolejna na tapetę trafiła „Pani Fletcher” Toma Perrotty. Skusiłam się po reklamie serialu, które de facto nie zobaczyłam. Wystarczyła mi książka….o zawartości zdecydowanie odbiegającej od opisów. Zgodnie z nimi miało być pieprznie, kontrowersyjnie i wbrew stereotypom, a było mdło i szaro. To nie tak, że ja oczekiwałam scen z rodem sado-maso ale jeśli ktoś zapowiada „pieprz” to niech to będzie pieprz, nie kurkuma.

Po tych dwóch rozczarowaniach stwierdziłam, że nie ma co błądzić, trzeba iść w znanym sobie kierunku czyli judaizm. I tak na Kindla trafiła „Narzeczona z getta” Sabiny Waszut. Było dobrze. Współczesna historia z judaizmem w tle. Dzieje śląskich Żydów, które jakoś dotychczas mi umykały; dużo tradycji i obrzędowości. Wszystko tak dobrze ujęte, że główna bohaterka w zasadzie jest niepotrzebna.

Licho jednak nie śpi. W połowie miesiąca kupiłam „Cenę nieśmiertelności. Bursztynową zagadkę” Darka W. Tokarskiego. Nie wiem, co mą kierowało – może potrzeba powrotu do historii na miarę Dana Browna? No nie wiem. Nie wiem też jak przebrnęłam przez te 700 stron. Fakt faktem, że było ciężko ale na szczęście mało już pamietam.

Dla ukojenia wróciłam do źródeł czyli kryminału. Tym razem padło na Hannę Greń i pierwszą cześć Śmiertelnej wyliczanki czy „Mam chusteczkę haftowaną”. Odetchnęłam. Były trupy, były przesłuchania, jakaś tam zagmatwana przeszłość i nadzieja polskiej policji czyli Naki, Joachim i Mariolan. Drugą część zostawiam sobie na święta.

Trzeci tydzień listopada upłynął biograficznie, z Arkadiuszem Bartosiakiem i Łukaszem Klinke, którzy w „Andrzej Seweryn. Ja prowadzę”, rozkładają aktora na czynniki pierwsze. Było bardzo ciekawie. Momentami ciężko się było oderwać. Trochę męczyły jednak ciągłe powroty do opozycyjnej aktywności obecnego dyrektora Teatru Polskiego, o których nie miałam pojęcia. Ale ogólnie na plus.

Miesiąc zakończyłam wielką czytelniczą porażką – Małgorzata Lisińska i jej „Pikantnie po włosku” to był dramat. Przyznam, chciałam czegoś lekkiego, nie wymagającego intelektualnego wysiłku….ale nie aż tak. Dobrze, że to była promocja na Woblink i ebook kosztował mnie niecałe 10 PLN, bo w przeciwnym razie nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.

A teraz mamy już grudzień, który zaczął się dobrze i oby tak dalej. O szczegółach już niebawem. Tymczasem – pochwalcie się, jak Wasz czytelniczy listopad? Coś ciekawego mi polecicie?

Kryminał Książkowo Obyczajowe

Z Kindla wzięte czyli co czytałam w październiku

14 listopada 2019

Jeśli wierzyć internetom, jesień to idealna pora roku na testowanie zestawu 3xk – książka+kubek+kocyk. W moim przypadku było 1xk czyli Kindle i sześć pozycji, z których cztery chciałabym Wam przedstawić.

Zaczęłam od wyczekiwanego od tygodni „Końca samotności” Janusza L. Wiśniewskiego. Nie ukrywam, że kupiłam książkę, gdy tylko było to możliwe (ok, przyznam się – czekałam do północy aż pojawi się w ofercie Woblinka). „Koniec samotności” to niejako kontynuacja „S@amotności w sieci”, historii miłosno-komputerowej sprzed 18 lat. Czekałam, czekałam i nie zawiodłam się. Jest/Było pięknie. Z uczuciem, ciekawą historią, Internetem i Kortezem. Polecam gorąco nawet tym, którzy nie czytali historii Jakubka sprzed lat. Warto.

Następny był „Pokrzyk” Katarzyny Puzyńskiej. Jestem z autorką i bohaterami lipowskie sagi od początku. Czekam z niecierpliwością na każdy kolejny tom, a gdy ten już się pojawi…bywa różnie. Czasem zarywam noc, żeby tylko dowiedzieć się, co wymyśliła Klementyna. A czasem z niedowierzaniem kręcę głową czytając o dziwnych krokach Daniela czy Emilki. Czasem bywa też tak, że mam ochotę rzucić książką w kąt czy zerknąć jeszcze raz na okładkę, czy to aby na pewno Puzyńska. I tak niestety było tym razem. Już poprzednia, dziesiąta część była słaba, ale liczyłam, że zgodnie z ruchem sinusoidy, znów będzie progres. I się przeliczyłam. Autorka postawiła na zupełnie nowy (dla mnie niezrozumiały) sposób prowadzenia narracji. Brakuje mi też „kryminalności” czyli przesłuchań, tropienia, śledztwa czy trupów, takich z prawdziwego zdarzenia. Nawet bohaterowi jacyś tacy niedorysowani. Słabo…słabo…

Kolejny był „Horyzont” Jakuba Małeckiego. To moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Nie wiem, czy będą kolejne ale „Horyzont” rozłożył mnie kompletnie na łopatki. To historia dwóch młodych osób – Zuzki, którą zaczynają przerastać rodzinne tajemnice,  i Mańka, weterana z Afganistanu, byłego sapera. Ci, którzy są tutaj dłużej wiedzą, że byłam w Afganistanie. Nie jako żołnierz ale pracownik cywilny. Nie nosiłam broni, nie stawałam oko w oko z Talibami, nie narażałam życia. Ale wiem, jak wygląda funkcjonowanie w bazie, która jest regularnie ostrzeliwana, z czym wiąże się wyjazd na patrol i jakiego schiza łapiesz, gdy po powrocie do PL słyszysz sygnał „incomming”. Jak to podsumował mój kolega, który też tam był: „Ależ książka…Poza tym, że jestem głównym bohaterem i że boję się jej czytać to juz nic..Nie sądziłem, że ktoś tak tak samo może widzieć.” No cóż…polecam 🙂

I na koniec Magdalena Witkiewicz i „Jeszcze się kiedyś spotkamy”. Nie mogło się obyć bez odrobiny judaizmu. Tym razem w wydaniu beletrystycznym. Autorka przenosi nas do Grudziądza z okresu II wojny światowej. Są młodzi ludzie, których dotychczasowe relacje zostają wystawione na próbę, a plany weryfikuje nazistowska rzeczywistość. Jest piękna miłość, taka ponadczasowa. Jest sporo życiowej prawdy. Ale przede wszystkim są fakty, o które autorka bardzo zadbała. Konkretne daty, adresy, ulice, domy, zdarzenia. Sprawdzone, udowodnione, prawdziwe. I dlatego tę książkę tak dobrze się czyta. Polecam.

A sama  zabieram się za kolejne książki, o których już niebawem. Będzie nie tylko kindlowo ale też papierowo!

Kryminał Książkowo

Książka książce nierówna

19 grudnia 2017

Jestem uzależniona od książek. Mogłabym tak naprawdę czytać bez przerwy. W miesiącu czytam 5-6 książek. Dużo. To wręcz podwód do dumy w czasach, gdy co trzeci Polak sięga po książkę, a pozostali wprost deklarują, że nie czytają. Ale czy na pewno powinnam być z siebie taka dumna?

Żeby nie pogubić się w tym całym moim czytelnictwie, już przed laty założyłam sobie konto na portalu „Lubimy czytać”. Fantastyczna sprawa, którą polecam każdemu molowi książkowemu. Tworzymy sobie wirtualne półki z książkami, które chcemy przeczytać, czytamy, ulubionymi i tymi, które nas rozczarowały. Możemy książki oceniać, a nawet pisać ich recenzje. Mój wirtualny księgozbiór jest już dosyć spory. A dzięki temu, że sumiennie odnotowuję w nim każdą przeczytaną książkę, mogłam zrobić rachunek sumienia. Przyznam, przeraził mnie. Przeczytałam w tym roku 80 książek. W zdecydowanej większości kryminały, trochę literatury „babskiej”, trochę beletrystyki. Ja, inteligentna wykształcona osoba nie przeczytałam nic „ambitnego”. Nie zrozumcie mnie źle – nie dyskredytuję żadnego gatunku literackiego, z resztą wspomniane kryminały uwielbiam. Podobnie jak lubię odpocząć przy babskich wynurzeniach. I myślę, że nie ma w tym nic złego. Niemniej jednak, brakuje w tym moim zestawieniu czegoś głębszego. Przyznam, nie bez rumieńca wstydu, że klasykę czytałam ostatnio w liceum. Nowości z listy np. Bookera znam tylko z recenzji. Regularnie zaglądam na strony największych polskich wydawnictw i sprawdzam, co tam nowego. Ba, na półkę „Chcę przeczytać” trafiają kolejne ambitne tytuły. I na tym się kończy. Dlatego – pomimo, że bardzo nie lubię noworocznych postanowień – tym razem jedno podejmę. W kolejnym roku ograniczę liczbę czytanych książek; mówiąc górnolotnie postawię na jakość, nie ilość. Postaram się w każdym miesiącu sięgnąć po coś „klasycznego” i coś „nowego”. Przez „klasyczne” rozumiem kanon literatury powszechnej. „Nowe” to książka, która wchodzi na rynki ale raczej nie Dan Brown. Na pierwszy ogień, jeszcze w tym tygodniu pójdzie „Lolita” Nabokova. Tak, wiem, wstyd. Ale jakoś tak się złożyło, że nie czytałam. Nie wiem, co będzie z „nowych”. Musze rozeznać rynek, tym razem konsekwentnie – nie tylko odhaczając jako „Chcę przeczytać”.

 

A jak u Was z czytaniem? Czytacie, pożeracie książki czy poczytujecie? Ambitnie czy trochę mniej? Może podpowiecie, po co warto sięgnąć? Chętnie poczytam.

Kryminał Książkowo

Katarzyna Puzyńska „Dom czwarty”

13 listopada 2016

To moje szóste już spotkanie z Katarzyną Puzyńską i nie ukrywam, że czekałam na nie z lekkim niepokojem. Spowodowany był on pewnym rozczarowaniem ostatnią częścią przygód mieszkańców Lipowa. „Dom czwarty” na szczęście nie rozczarował. Wręcz przeciwnie – pozytywnie zaskoczył i przyniósł odmianę.

W szóstej już części cyklu autorka koncentruje się na postaci dotychczas traktowanej nieco po macoszemu. Sami przyznajecie, że o Klementynie Kopp wiem tyle, ile sama powiedziała. A rozmowna raczej nie jest. Lektura jest tym bardziej interesująca, że samej Klementyny w niej brak. Jej losy poznajemy z ust innych – rodziny, znajomych, a nawet – dawnych miłości. Była policjantka zaskakuje na każdym kroku, a wszystko co z nią związane, pozostaje zagadką niemal do ostatnich stron książki.

Przedstawienie “bohatera bez bohatera” to nie jedyna nowość w kolejnej książce Puzyńskiej, która – musicie przyznać – przyzwyczaiła już czytelników do pewnych schematów. Po raz pierwszy autorka koncentruje się na bohaterach pierwszoplanowych czyli Danielu, Weronice i Emilce, a konkretnie na ich uczuciach, emocjach i przemyśleniach. Po raz pierwszy tak wyraźnie słyszymy myśli Podgórskiego czy Nowakowskiej. Tendencja ta przeniosła się również na pozostałych uczestnikach akcji, których poznajemy raczej głównie przez myśli,a  dopiero w drugiej kolejności przez czyny. To nowatorskie podejście Puzyńskiej do bohaterów, to powiew świeżości tak potrzebny tej serii.

„Dom czwarty” podobnie jak poprzednie książki z cyklu, dzieje się współcześnie ale ucieka do przeszłości. Tak było we wszystkich poprzednich częściach, kiedy to odkrywaliśmy tajemnice historii Lipowa i okolic. tak jest i tym razem, gdzie zapędzamy się do pobliskich Złocin. Pod tym względem autorka pozostałą wierna pewnym schematom i za to jestem jej wdzięczna.

Jedna tylko rzecz zaniepokoiła mnie już po przewróceniu ostatniej strony – jakoś mało pytań bez odpowiedzi i niedomówień. Czy jedno wahadełko wystarczy, by powstała kolejna część cyklu? Mam nadzieję, że tak.

dsc_1713

 

Kryminał

Hubert Hender „Zapora”

10 października 2016

Jezioro Pilchowickie kojarzy mi się z wyjazdami na ryby i pobytem w tym cudownym miejscu. Nie przyszło mi do głowy, że w tych „okolicznościach przyrody” można osadzić akcję kryminału, w dodatku tak krwawego. Bo „Zapora” jest naprawdę krwawa. Ktoś morduje – w okrutny i finezyjny sposób – kolejnych mieszkańców Pilchowic. Przyznaję, że na pewnym etapie lektury zaczęłam się zastanawiać, czy autor planuje pozbyć się wszystkich mieszkańców Pilchowic. Na szczęście nie uśmiercił wszystkich. Jednak ci, którzy polegli, muszą zostać w pewien sposób pomszczeni. A morderca jest nieuchwytny. Na miejscu zbrodni nie pozostawia po sobie żadnych śladów. Znika niczym duch nie dając ścigającym go policjantom żadnych szans. Czyżby zbrodnia doskonała? Niekoniecznie, wszak taka nie istnieje. Wie o tym komisarz Iwanowicz. Czy trafi w końcu na ślad i znajdzie klucz do zagadki?

„Zaporę” zakwalifikowałam do grupy książek „z historią w tle”, które bardzo lubię. Ta jednak nieco mnie rozczarowała – autor każe czekać na wątek historyczny do ostatnich stron kryminału, przez co pozbawia czytelnika przyjemności snucia własnego śledztwa. W książce zabrakło mi też szczegółowości. Autor potraktował bohaterów do tego stopnia powierzchownie, że nie wszystkie ofiary zasłużyły na imiona i nazwiska, nie wspominając o mordercy, którego biografię możemy zawrzeć w dwóch zdaniach. Czego było za wiele? Opisów lasów nad jeziorem 🙂

Moja ocena: 8/10

Kryminał

Adam Forman “Sługi boże”

10 września 2016

Kryminał lubi noc, odgrzebane historie sprzed lat i lekki zapach romansu, a nawet bardziej seksu. Wszystkie te elementy tworzą lekturę, od której nie można się oderwać. Tak było również w przypadku “Sług bożych”.

Do Wrocławia przyjeżdża młoda komisarz berlińskiej policji. Oficjalnie oddelegowana, nieoficjalnie – odsunięta na przeczekanie. W czasie swojego pobytu ma zająć się rozwikłaniem sprawy, która nieodzownie łączy się z historią jej rodziny. W tym samy czasie przebywa w stolicy Dolnego Śląska inna obywatelka Republiki Federalnej Niemiec. Nie dane jest im się poznać – w noc po przyjeździe pierwszej, druga kończy życie lotem z Mostku Czarownic na kościele Marii Magdaleny. Zaistniała sytuacja odciąga panią komisarz od realizacji pierwotnych planów. Mimowolnie angażuje się w śledztwo,które prowadzi komisarz Warski, legenda wrocławskiej policji, były komandos z nadmiernymi ciągotkami do krótkiej broni palnej. Jak łatwo się domyślić, niezamierzona współpraca układa się początkowo jak po grudzie. Szczególnie, gdy na scenie pojawia się posągowo piękna pani psycholog, która ma pomóc. Pytanie brzmi – komu, tak naprawdę? Tego dowiadujemy się pod koniec książki, a przeczytać ją warto. Dla dokładnych opisów wrocławskich miejscówek, dla interesujących wątków z bardziej i mniej odległej historii polskiej i niemieckiej. Wreszcie dla fantastycznego akcentu pani komisarz i przepisu na napój życia.

Kryminał bez wad? Niestety nie. Zawiódł marketing i PR. Premiera książki tylko o 2 tygodnie wyprzedziła jej ekranizację. Nawet jeśli nie chcemy, komisarz Warski ma twarz Bartłomieja Topy, a pani psycholog – Małgorzaty Foremniak.

Moja ocena: 8/10

Kryminał

Michael Hjort, Hans Rosenfeldt “Oblany test”

11 sierpnia 2016

Sebastian Bergman wrócił. Tym razem w podwójnej roli. Znamy go już jako policyjnego psychologa. Jak nałogowy erotoman poradzi sobie w roli ojca i to dorosłej kobiety? Przekonajmy się, jak zmierzy się z tym podwójnym wyzwaniem. Nie będzie łatwo, szczególnie, gdy trup ściele się gęsto, ofiary wybierane są według specjalnego klucza, a morderca to nie zwykły Johannson. Do tego wszystkiego problemy osobiste naszych znajomych z Krajowej Policji Kryminalnej, a przyznać trzeba, że tym razem mają je wszyscy.

Muszę powiedzieć, że jestem bardzo niesatysfakcjonowana lekturą. Malutkie rozczarowanie powoduje brak szwedzkiej codzienności w tle, ale wiem, że specjalistą od tego jest Camilla Lackberg, a nie duet Hjort-Rosenfeldt. No i ta chwila kiczowatej tkliwości “rodzinnej”. W obliczu zaskakującego zakończenia ujdzie i to.

Moja ocena: 9/10