Przeglądasz kategorie

Do zobaczenia

Do zjedzenia Do zobaczenia W podróży

Jeśli nie Berlin, to…Bruksela

24 kwietnia 2023

Stolica Belgii nigdy nie była na liście moich podróżniczych priorytetów. Ani tam ciepło, ani dobrego jedzenia (wydawałoby się) nie mają: o kwestiach finansowych nie wspomnę. A jednak się odwiedzić to miasto, a przy okazji również położoną po sąsiedzku Antwerpię (o niej w następnym wpisie).

Jak było?

Przede wszystkim deszczowo. Ale poza tym – całkiem ciekawie.

Pierwszy dzień poświeciłam Brukseli, gdzie „zaliczyłam”:

  1. Królewskie Muzea Sztuk Pięknych, dla których tak naprawdę do Brukseli przyleciałam. Obiekt prezentuje się pięknie, a jego zbiory też robią wrażenie. To, co szczególnie mnie ujęło, to ilość miejsca, jakie przeznaczono na „rodzimą kulturę”. Poświęcono jej nie pojedyncze pomieszczenia ale całe działy, czego przykładem może być Muzeum Constanitina Meuniera czy Antonie’a Wiertza czy cała sekcja poświecona jednemu z największych belgijskich malarzy, jakim jest Rene Margitte. Nie zabrakło oczywiście arcydzieł malarstwa światowego. Ze ścian patrzy na nas Rubens, Breugel, Caranach i wielu innych. Ja osobiście przyjechałam dla dwóch. Po pierwsze – Jacques-Louis David „Śmierć Marata”, kojarzona przez wielu z podręczników do historii. Po drugie – jedyny w tych zbiorach van Gogh i jego „Portret chłopa”. Wyszłam w pełni usatysfakcjonowana. Ważne – bilet warto kupić wcześniej, przez internet, by oszczędzić sobie czekania w kolejce do kasy.

    Królewskie Muzea Sztuk Pięknych

    Królewskie Muzea Sztuk Pięknych

  2. „Centrum” czyli Wielki Plac, który aż taki wielki nie jest ale naprawdę robi wrażenie, Pasaż św. Huberta „ociekający” czekoladą i ratusz. Odwiedziłam też sikające symbole miasta czyli Manneken i Jeanneken Pis. W ostatnie dwa miejsca traficie bez problemu – wystarczy dołączyć do pielgrzymki, której uczestnicy wyciągają w górę telefony i zaglądają w każdy zaułek.

    Brukselski Ratusz

    Brukselski Ratusz

  3. Katedrę Świętego Michała i Świętej Guduli, której nie sposób przeoczyć. Jest..monumentalna i do złudzenia przypomina paryską Notre Dame, zarówno z zewnątrz, jak i w środku. Aby ją zwiedzić, nie jest potrzebny żaden bilet. Pieniążek będzie potrzebny, jeśli chcemy zwiedzać obiekt z audio przewodnikiem. Ja poradziłam sobie bez.

    Katedra Świętego Michała i Świętej Guduli

    Katedra Świętego Michała i Świętej Guduli

  4. Autoworld czyli Muzeum Motoryzacji. Placówka zupełnie nie w moim stylu – uciekłam tam przed deszczem i…nudą ale nie żałuję.  W jednym ze skrzydeł pałacu Cinquantenarie zgromadzono automobile, które już dawno zniknęły z dróg ale też te młodsze czy szybsze jak wyścigowe egzemplarze z podbliskiego toru Spa. Pomimo iż była to wizyta nieplanowana – cieszę się, że w ten sposób wydałam 15 euro.

    Autoworld

    Autoworld

Być może ku rozczarowaniu wielu, nie ma na mojej liście Atomium. Nie ma go z premedytacją, podobnie jak budynków instytucji Unii Europejskiej. Obydwa miejsca odwiedziłam „z zewnątrz” i to jest dla mnie wystarczające. Atomium rzeczywiście robi wrażenie  – nigdy wcześniej nie widziałam tego typu konstrukcji. Niemniej jednak, podobniej jak w przypadku budynków UE, oferta ekspozycji była niezbyt kusząca.

Atomium

Atomium

Nie mogę oczywiście pominąć aspektów gastronomicznych. Jako wielka fanka ziemniaka, nie mogłam oprzeć się zamówieniu frytek z majonezem, które pewnej części ciała zupełnie nie urwały. Chociaż może to i dobrze.

Podobnie sytuacja wyglądała z osławionymi goframi. O mulach nie wspominam…

 

 

Do zobaczenia W podróży

Jeśli nie Berlin, to….Oslo

6 listopada 2022

Niemiecki, październikowy długi weekend (1-3.10) spędziłam w Oslo. Wypad o tyle spontaniczny, że bilety kupiłam jakieś dwa tygodnie wcześniej; podobnie było z rezerwacją noclegu. Stolica Norwegii była już wcześniej na mojej „liście marzeń” ale nie plasowała się na niej jakoś wysoko. Po prostu była. A że trafił się luźniejszy weekend i bilety w sensownej cenie… why not.  I tak wylądowałam w Oslo.

Na początek minimum spraw organizacyjnych.  O tym, że miasto Muncha jest drogie, wie każdy. Chociaż muszę przyznać, że byłam mile zaskoczona. Najdroższy (proporcjonalnie do standardu) okazał się nocleg. Za trzy noce w 4-osobowym pokoju koedukacyjnym w hostelu zapłaciłam około 150 euro. Nie brałam pod uwagę innej opcji noclegowej mając na uwadze fakt, że to tylko 3 noce i to dosłownie noce, bo dnie spędziłam zwiedzając miasto. A robiłam to bardzo intensywnie, w czym pomogła mi karta/aplikacja Oslo Pass. Znam to udogodnienie z innych miast, m.in. lokalnie z Berlina, i nigdzie nie wypada to tak korzystnie, jak w stolicy Norwegii. Wybrałam opcję 48h w cenie 655 koron, co dało mi: możliwość korzystania z transportu publicznego na terenie miast (nie obejmuje komunikacji z lotniskiem), wstęp do 30 muzeów i zniżki do wybranych restauracji. Biorąc pod uwagę, że wstępy to muzeów, to koszt średni 100-120 koron, naprawdę warto. A teraz do rzeczy czyli – do zobaczenia w Oslo. Moja lista będzie bardzo subiektywna – w końcu przyjechałam tutaj głównie dla Edzia ale może Was zainspiruję. Zaczynajmy:

1) Opera

Z zewnątrz można się nią zachwycać całą dobę, wchodząc nawet na dach. Wstęp do holu, który też zachwyca, jest bezpłatny, w określonych godzinach. Opera jest stosunkowo nową atrakcją Oslo i sądzą po liczbie fotografujących ją turystów – bardzo popularną. Przyznam – uległam czarowi miejsca.

Opera w Oslo

Opera w Oslo

2) Muzeum Muncha

Kolejna „nowa” atrakcja. Nowa w sensie architektonicznym, ponieważ sama placówka mieszcząca dzieła malarza istniała już dawno, jednak w zupełnie innym miejscu i budynku. Dopiero niedawno, w 2021 roku, otwarto nową siedzibę, mieszczącą się w bezpośrednim sąsiedztwie wspomnianej wyżej opery. Muzeum zachwyca już bryłą, o zbiorach nie wspomnę. Ponad 1000 obrazów, czterokrotnie więcej rysunków, nieskończona ilość grafik. Można popaść w zachwyt. Uwaga! Można tutaj zobaczyć „Krzyk” ale w wersji czarno-białej. Nie jest ona chyba aż tak popularna, ponieważ większość zwiedzających, nie zatrzymywała się przy niej na dłużej. Ja poświęciłam jej nieco więcej czasu, chociaż najbardziej zachwyciła mnie tutaj „Gwieździsta noc”

Muzeum Muncha

Muzeum Muncha

3) Muzeum Narodowe

Nie wiem, co mam napisać. Chyba tylko: „Idźcie i oglądajcie”. To kolejna „nowość” na mapie Oslo. W obecnej lokalizacji i budynku od zaledwie kilku miesięcy, ponieważ otwarto je 11 czerwca 2022. Warto było czekać. 113 tysięcy metrów kwadratowych, 90 sal i 6500 eksponatów, a wśród nich on. Tak, ten właściwy „Krzyk” ale też mój van Gogh, a dokładnie jego „Autoportret z okaleczonym uchem”.

Autoportret z okaleczonym uchem

Autoportret z okaleczonym uchem

4) Deichman Bjørvika – Biblioteka Publiczna

Kolejne, nowootwarte „wow”. I do tego bezpłatne. 6 pięter, 13 tysięcy metrów kwadratowych i 450 tysięcy książek; do tego filmy, nagrania, przestrzenie wspólne, drukarki 3D, a nawet maszyny do szycia i instrumenty. Szał!

Deichman Bjørvika

Deichman Bjørvika

5) Muzeum Narciarstwa i skocznia Holmenkollen

Nie, nie lubię zimy, skoków narciarski, nie cierpię Żyły ani Stocha. Nie była nawet nigdy na Wielkie Krokwi, która mieści się 30 km od mojego rodzinnego domu. Chciałam po prostu zobaczyć to coś. I zobaczyłam. Podobało mi się – szczególnie widok z góry. „Chapeu bas” w stronę wszystkich, którzy dobrowolnie siadają na tym najwyższym stopniu.

Skocznia Holmenkollen

Skocznia Holmenkollen

5) Muzeum Statku Polarnego „Fram”

Jak już wspomniałam - nie lubię zimy. A co za tym idzie - Antarktyka to tez nie moja bajka. Ale już statki - jak najbardziej. Dlatego możliwości obcowania z jednym z nich osobiście, nie mogłam sobie odmówić. A obcować można bardzo blisko, bo muzeum to tak naprawdę głównie statek, który obudowano ekspozycją. Sam „Fram” robi niesamowite wrażenie, a możliwość wejścia na niego i zobaczenia „jak to było”, pozwala lepiej poznać historię Roalda Amundsena.
Statek polarny „Fram"

Statek polarny „Fram”

Poza tymi wymienionym wyżej miejscami odwiedziłam również inne. Nie będę Was jednak zasypywać informacjami o Muzeum Żydowskim czy Morskim (dla mnie interesującymi) czy Muzeum Kon-Tik (dla mnie bez szału - weszłam, bo i tak czekałam na autobus). Oslo nie pozwoli się nudzić nikomu - tutaj każdy znajdzie coś dla siebie, nawet wielbiciele biblii. To idealne miasto na weekendowy city-break. 
Berlin Do zobaczenia W podróży

Jeśli nie Berlin, to…Gubin. Plastinarium

30 sierpnia 2022

Jeśli nie Berlin, to….Gubin. Plastinarium.

W zasadzie powinna napisać „Guben”, bo placówka, która chcę tutaj przedstawić, mieści się po niemieckiej stronie Nysy. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że zdecydowana większość czytelników bloga jest polskojęzyczna, a przekroczenie granicznej rzeki nie jest problemem – zostaniemy przy Gubinie.

Plastinarium

Plastinarium

Celowo też nie używam nazwy „muzeum”, żeby nie umniejszać obiektowi, który odwiedziłam, a gdzie poza eksponatami, można zapoznać się z procesem ich producji; które też de facto jest swego rodzaju fabryką.

Ale zacznijmy od początku. A początek zwiedzania to kasy  – czynne, jak całość, od piątku do niedzieli, w godzinach 10:00 – 18:00. Bilety kosztują odpowiednio: 12,00 euro bilet normalny, 10,00 euro – ulgowy. Kasy pełnią też rolę sklepu muzealnego, gdzie można nabyć rożnej maści pamiątki, mniej lub bardziej „anatomiczne”.

Poza zakupie biletu, można rozpocząć zwiedzanie. Ekspozycja skonstruowana jest w bardzo przemyślany sposób.

Pierwsza część poświęcona jest samemu procesowi plastynacji. Możemy zobaczyć eksponaty na kolejnych etapach obróbki ale też przebieg samego procesu (kadzie z azotem, czy zanurzanie w formalinie). Wszystko ilustrowane jest też filmami. Jako że palstinaiurm, to główny dostawca preparatów m.in.  dla studentów medycyny, w tej części ekspozycji można również zobaczyć, jak wyglądały niegdysiejsze pomoce naukowe.

Stanowisko pracy

Stanowisko pracy

Równolegle do tej części ekspozycji usytuowane są stanowiska pracowników plastynarium. Można zobaczyć, nie tylko biurka, na których obróbce poddawane są kolejne preparaty ale też zobaczyć pracowników przy preparacji czy nawet z nimi porozmawiać.

Kolejna część ekspozycji, to już gotowe preparaty. I tutaj całe bogactwo anatomiczne – płuca gruźlika i palacza, aorta z miażdżycą, wątroba z guzami czy zniszczone osteoporozą kości. Są też szkielety z protezami stawu kolanowego czy destrukcje spowodowane chorobami.

Plastynat - gotowy preparat

Plastynat – gotowy preparat

Jedno z pomieszczeń poświecona na preparaty obrazujące życie płodowe i wadom jakie mogą powstać na tym etapie.

Nie zabrakło również spreparowanych zwierząt, z których  – na mnie osoboście – największe wrażenie zrobiła żyrafa.

Pomimo, że ekspozycja nie jest powierzchniowo wielka, zapoznanie się z nią zajmuje około dwóch godzin.

Istnieje również możliwość zwiedzania z przewodnikiem, a dla szkół organizowane są specjalne lekcje muzealne.

Podsumowując – warto przełamać wewnętrzny opór i przerobić tą nietypową lekcję anatomii.

 

Berlin Do zobaczenia W podróży

Do zobaczenia w Berlinie. Tränenpalast

2 lutego 2021

Dzisiaj zabiorę Was w kolejne historyczne miejsce. Tym razem podróż nie będzie trwała zbyt długo. Cofniemy się o klika dekad, do czasu, gdy Berlin było podzielony murem, a jedno z przejść łączących miasto, mieściło się pałacu. W Pałacu Łez.

 

Tränenpalast, bo o nim mowa to budynek położony przy dworcu Friedrichstrasse, w samym centrum miasta. Hala odpraw pasażerów tego dworca, służyła do 1990 roku jako miejsce, przez które wyjeżdżało się z NRD do Berlina Zachodniego. Tutaj spotykały się osoby, które na codzień żyły w zupełnie innych światach: przedstawiciele enerdowskich kadr oraz osoby przymusowo pozbawione obywatelstwa. To miejsce jak magnes przyciągało również Niemców Wschodnich, którzy próbowali przedostać się tedy na drugą, lepszą stronę. Nie trzeba chyba zaznaczać, że niemal wszystkie tego typu próby kończyły się niepowodzeniem.

Po upadku muru, Tränenpalast utracił swoje pierwotne znaczenie. Nikt już nie wylewał tutaj łez, nie czekał i nie szukał szczęścia. Podziały i ograniczenia przestały istnieć. Przypomina o nich jednak stałą wystawa zorganizowana właśnie w dawnej poczekalni. Oryginalna kabina kontroli, raporty zakonspirowanych urzędników Staatssicherheit, pieczątki, paszporty wizy i wiele innych eksponatów pozwalających przynajmniej częściową poznać „pałacową” rzeczywistość tamtego okresu.

Z przyczyn wszystkim znanych, obecnie zwiedzanie obiektu nie jest możliwe. Po powrocie do normalności , wrócą prawdopodobnie wcześniejsze godziny otwarcia czyli wtorek – piątek w godzinach 09:00 – 19:00, sobota, niedziela i święta: 10:00 – 18:00. Wstęp na ekspozycję jest bezpłatny.

 

 

 

Do zobaczenia

2020 i ekran

20 stycznia 2021

Było już o książkach, teraz przyszedł czas na film i serial. Z wiadomych względów było tego sporo, głównie za pośrednictwem Netflixa ale też innych kanałów internetowych czy odkurzonego twardego dysku. Nie jestem w stanie określić, ile dokładnie tego było ale podobnie jak w przypadku książek, wybrałam to, co zwróciło moja szczególną uwagę. Żeby było bardziej przejrzyście – podzieliłam to na trzy kategorie.

 

Serial

Obejrzałam, a raczej obejrzeliśmy z K., ich sporo. Doliczyłam się ośmiu. Na pewno było, że było ich więcej ale te zapamiętałąm. Spośród tych ośmiu, trzy gorąco polecam. Są to:

The crown” – w tym roku obejrzeliśmy najnowszy, czwarty sezon. Muszę przyznać, że ten serial zyskuje na wartości. Od początku zachwycał mnie rzetelnością, dbałością o detale i ciekawą perspektywą. W tym sezonie znów tchnie świeżością za przyczyną nowej postaci, którą jest Lady Diana.

Znaki” – to jedyny polski serial jaki zwrócił moją uwagę. Jest fabuła, jest akcja, są tajemnice, barwne postaci i wiele niejednoznaczności. Do tego interesujące miejsca i historia sprzed lat. Nic, tylko oglądać!

Sex Education”  – a konkretnie drugi sezon. Ten serial powinnam opisać w pierwsze kolejności, bo najbardziej na niego czekałam. Pewnie powtórzę coś, co już wielu stwierdziło ale..tak moim zdaniem powinno wyglądać wychowanie do życia w rodzinie.

 

Filmy

Słaby był ten rok pod względem odkryć filmowych. Zaryzykuję stwierdzenie, że nie odkryłam prawie nic nowego. Ale trochę sobie poprzypominałam.

Niebo o północy” – to był taki rzut na taśmę. Coś byśmy tam może obejrzeli…coś tam gdzieś polecali…I poszło. I jestem bardzo zadowolona. Pomijam aktora obsadzonego w głównej roli – ten starzeje się jak wino. Ale cała historia i zdjęcia i muzyka. Och..ach.. i jeszcze parę orgazmów. Warto!

Miś”, „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, “Brunet wieczorową porą” – to starocie, które doczekały się nie tylko drugiej młodości ale nowego kontekstu. Jakby na to nie patrzeć, przedstawiają realia mocno aktualne. I na tym może poprzestańmy.

 

Dokument

Tak, dokument to też film ale dla mnie dający mocniej do myślenia niż fabuła. Dlatego jest osobna kategoria.

Don Stanislao” – dał do myślenia bardzo mocno. A główna myśl brzmiała: „Czy Ty, Czcigodny, słyszysz to, co mówisz?!?!?!” Myślę, że nie byłam jedyną osobą, która tak reagowała. Reportaż dziennikarza TVN to zdecydowanie numero uno w kategorii „Dokument”.

The Social Dilemma” – też mnie ruszył. Nie był odkrycie w sensie tematu. Jako użytkownik fb, Instagrama czy Amazona wiem, skąd się biorą skierowane do mnie reklamy i jak rozliczają mnie algorytmy. W pracy obserwuję młodych ludzi z deformacją lewej dłoni spowodowaną nieustanną obsługą smartfona. Pomimo tego dokument zadziałał – jako przypominajka.

David Attenborough – życie na naszej planecie” – jest ostatni na liście ale to nie znaczy, że najsłabszy. Jest równie ważny jak wszystkie inne wcześniej wymienione. To kronika zmian, przestroga ale też fantastyczna lekcja angielskiego w brytyjskim wydaniu. Dziękuję, Sir Attenborough!

 

I tak to wyglądało w 2020 na naszym ekranie. A jak było u Was? Może polecicie coś z prywatnej listy? Nie musi być zgodnie tematycznie z mną – może wręcz przeciwnie?

Berlin Do zobaczenia W podróży

Do zobaczenia w Poczdamie. Muzeum Filmu

7 stycznia 2021

Jedna z rzeczy, których bardzo mi brakowało w 2020 (i brakuje nadal) to wizyty w muzeach. Jestem typem zwiedzającym i bez biletu wstępu w kieszeni, ciężko mi żyć. Pomimo ograniczeń, jakie zostały wprowadzone w Berlinie i nie tylko, udało mi się okresie wakacyjnym coś zobaczyć. Teraz chętnie do tych wspomnień wracam. Dzisiaj jedno z nich. Jak widać po tytule, nie jest to zwyczajowy Berlin, tym razem pojedziemy do Poczdamu, do Muzeum Filmu.

Od razu zaznaczam – poczdamskie Muzeum Filmu to coś zupełnie innego niż mieszczący się również w tym mieście Park Filmowy Babelsberg. O tym drugim będzie innym razem. 

Filmmuseum Potsdam, bo tak brzmi jego oryginalna nazwa mieści się w budynku dawnych stajni pałacowych. Istnieje od 1981 roku – najpierw jako Filmmuseum der DDR (Muzeum Filmów NRD) prezentowało „techniczną” stronę przemysłu filmowego poprzez tworzące zbiory eksponaty w postaci sprzętu filmowego. Z czasem, szczególnie w latach 90.tych Muzeum rozrastało się i dostosowywało do potrzeb szerszej grupy zwiedzających.

Dzisiaj, na powierzchni ok. 450 metrów kwadratowych zobaczyć można ponad 1000 fotografii, ponad 300 fragmentów filmów, a przede wszystkim filmowe eksponaty – tych jest ponad 500. Wśród muzealnych skarbów można zobaczyć projektory filmowe, dekoracje, kostiumy czy bilety wstępu. Moje serce skradło wszystko, co związane z Quentinem Tarantino.

W związku z obecną sytuacją muzeum jest oczywiście nieczynne. Mam jednak nadzieję, że nadejdą wkrótce dobre czasy, a wtedy można je odwiedzać od wtorku do niedzieli, od 10.00 do 18.00. Bilety umożliwiające zwiedzanie głównej ekspozycji można nabyć w kasie w cenie 4 Euro (normalny) i 3 Euro (ulgowy).

Berlin Do zobaczenia W podróży

Do zobaczenia w Berlinie. Friedrichswerdersche Kirche

20 listopada 2020

Wiem, że to mało miłosierne zapraszać Was do Berlina teraz, gdy odwiedzenie stolicy Niemiec jest niemożliwe. Chciałam się jednak z Wami podzielić wrażeniami z wizyty w jednym z najmniej znanych oddziałów Berlińskich Muzeów Państwowych.

Friedrichswerdersche Kirche

Friedrichswerdersche Kirche

Mowa o Friedrichswerdersche Kirche. Jak sama nazwa wskazuje chodzi o kościół i to nie byle jaki ale projektu samego Friedricha Schinkela. Budynek powstał  w latach 1824 – 1830 zgodnie z zasadami niemieckiego neogotyku. Po ukończeniu, służył wiernym, zarówno pochodzenia niemieckiego, jak  i  francuskiego.  Kres temu położyła II wojna światowa, kiedy to konstrukcja została poważnie uszkodzona.  Remont przeprowadzono dopiero w latach 1979 – 1986, by w rok po jego zakończeniu, dokładnie w 200 rocznicę urodzin Schinkla znów go udostępnić. Tym razem przyciągnął wyznawców kultu sztuki, stając się filią Galerii Narodowej.  Kolejna renowacja rozpoczęła się w roku 1997 i trwała do roku 2000, kiedy to obiekt znów otworzył podwoje dla miłośników rzeźby z początku XIX wieku. Od 27 października 2020 prezentowana jest tam wystawa „Ideal und Form” z eksponatami ze zbiorów Alte Nationalgalerie.

Friedrichswerdersche Kirche

Friedrichswerdersche Kirche

Zdaję sobie sprawę z tego, że w przypadku muzeów i galerii sztuki, od samej oprawy ważniejsze są eksponaty. Tym razem jednak zasada ta została zachwiana. Od samych rzeźb prezentowanych w ramach wystawy zdecydowanie większe wrażenie (nie tylko na mnie), robi przestrzeń. Czerwona cegła (na zewnątrz) kojarząca się z kaplicami angielskich uczelni i częściowo oryginalne kolorowe witraże tworzą niesamowitą scenerię dla cennych eksponatów. Gdy dołożyć do tego częściowo zachowane wyposażenie w postaci ołtarz i ambony czy marmurową, niemal lustrzaną posadzkę – wrażenie przebywania w świątyni sztuki nasuwa się samo.

Friedrichswerdersche Kirche

Friedrichswerdersche Kirche

Z wiadomy przyczyn obiekt, a tym samym wystawa, nie są obecnie  dostępne dla zwiedzających. Jeśli po zdjęciu restrykcji wszystko wróci do wcześniejszych porządków, wystawa czynna będzie od wtorku do niedzieli, od 10:00 do 18:00; w czwartki do 20:00. Nie obowiązywały bilety.

Do zobaczenia Na swoim W podróży Życiowo

Lato 2020 czyli o urlopach w czasach zarazy

8 października 2020

Lato 2020 możemy uznać za zakończone. A co za tym idzie – odhaczamy spalone na słońcu plecy, kilometrowe spacry po rozgrzanym piasku czy metry nad poziomem morza zdobyte w ramach górskich wędrówek. Zwyczajnie – zamykamy sezon urlopowy. To dobry czas do podsumowanie okresu, ktory zazwyczaj obfitował w dalsze i bliższe wypady. W tym roku, z wiadomych przyczyn, w wielu przypadkach odbiegl nieco od schematu.

Dolce vita poza zasięgiem

Plany urlopowe miałam juz na marzec. Chciałam w ramach kilkudniowego wypadu odwiedzić stolicę Włoch. Nie miałam wcześniej ku temu okazji i bardzo się na ten wyjazd, a dokładnie wylot, cieszyłam. Że Rzym będzie musiał istnieć bez mojej obecności dowiedziałam się tak naprawdę na tydzień przed planowanym wylotem. W momencie, gdy opłaciłam już noclegi, odprawiłam sie, a notes spuchł od notatek i planów spacerów, zawieszono loty i zamknięto granice. Nie ukrywam – byłam baaaardzo rozczarowana, wręcz rozgoryczona.
Jak się szybko okazało, nie tylko nie mogłam polecieć do Rzymu ale też w żadne inne miejsce. Tydzień zaplanowany na Rzym spędziłam w domu jeżdżąc na rowerze, spacerując po lesie i oglądając w Internecie rzymskie muzea. Z czasem rozgoryczenie zmalało i przeszło w stan: ‘Da się z tym żyć’

Kraina tysiaca jezior i milona komarów

Na czerwiec zaplanowałam, czy raczej zaplanowaliśmy tradycyjnie urlop w PL, nad jeziorami. Robimy to od lat. Te dziesięć dni, które spędzamy od lat z parą naszych znajomych, dzielimy sprawiedliwie między pomost, zabytki i restauracje. O ile w poprzednich latach zapędzaliśmy się w ‘głębokie’ Mazury czy wręcz sejneńszczyznę, o tyle w tym roku zatrzymaliśmy się na wysokości Iławy i Ostródy. W ramach tego urlopu udało się zaliczyć też Malbork, Pasłęk i Olsztynek, odsiedzieć swoje na pomoście z wędką, najeść się do syta kuchni warmińskiej, która ziemniakiem stoi. Było super. I jeśli nie liczyc mierzenia temperatury przy wejściu do Muzeum w Malborku, którego dostępność dla turystów mocno ograniczono, nie odczuliśmy niemal w ogóle obecności wirusa.

Marina Ostróda

Marina Ostróda

Kłodzkie ‘ommmm’

W lipcu na pełny tydzień wybyłam do Siedliska Ciszy na jogowe warsztaty. W górach, przy granicy z Czechami, bez internetów ale z 5 godzinami jogi dziennie, fantastyczną wegetariańską kuchnią, cudownymi widokami i niesamowitym towarzystwem naprawdę odpoczęłam. Tam nie tylko nie dało się odczuć, że istnieje coś takiego jak pandemia ale że w ogóle istnieje coś poza Siedliskiem. W bajkowym ogrodzie Magdy, pod okiem  świetnej nauczycielki jogi, Agi, czas płynie zupełnie inaczej. Biorąc pod uwagę, że spośród całej jogowej grupy znałam wcześniej tylko prowadzącą, a wyjeżdżałam z nowymi kontaktami w telefonie, mogę powiedzieć, że był to naprawdę dobry czas. Już wiem, że w przyszłym roku to powtórzę.

Siedlisko Ciszy

Siedlisko Ciszy

Byle dalej

Jako że nie ograniczają mnie letnie wakacje dzieci czy inne socjalne i rodzinne obostrzenia, część urlopu zaplanowałam na listopad. To miał być tydzień w Izrealu. Jak sie domyślacie, raczej nic z niego nie wyjdzie. Izrael znalazł się na liście krajów ‘ryzyka’ wg niemieckiego MSZ i wyjazd tam wiąże się z odbyciem kwarantanny. Do listopada jeszcze trochę czasu zostało ale sytuacja raczej się zaostrzy niż złagodnieje. Dlatego powoli oswajam się z myślą, że Izrael zamienię na wycieczkę po Pl, w ramach której pokażę znajomej Wrocław, Gdańsk, Warszawę i Kraków. A może po prostu spędzę tydzień w Juracie czy innych Chałupach, które w listopadzie zapewne nie będą przeludnione. Czas pokaże.

Backstage

Na koniec jeszcze spojrzenie na urlopowy sezon z innej perspektywy, a raczej perspektyw.
Najpierw ta zawodowa. Jako pracownik hotelu położonego przy lotnisku obsługującym przede wszstkim loty miedzynarodowe, doświadczyłam nie spadku ale wręcz ‘upadku’. Jako obiekt, działaliśmy cały czas, jednak trudno to nazwać hotelarstwem, gdy w całym obiekcie przebywa w porywach 5 gości. Z upływem czasu sytuacja się poprawiała. Teraz pracujemy normalnie ale…to już nie to. Zamiast uśmiechniętych twarzy gości wracających z wakacji recepcjoniści widza maski, a ja zamiast rosnących przychodów obserwuje odwoływane (na szczęście coraz rzadziej) rezerwacje. To już nie to.
Jest jeszcze druga perspektywa, taka prywatno-zawodowa. W tym roku wspólnie z K. oddaliśmy do dyspozycji gości nasze stuletnie dziecko czyli Zielone Okiennice. Po dwóch latach remontów, gdy wreszcie mogliśmy powiedzieć: ‚Przyjeżdżajcie’, pojawił się wirus. Nie powiem, że się załamaliśmy ale trzeźwo oceniliśmy sytuacje. Teraz, już po zakończeniu najwyższego sezonu, możemy powiedzieć, że nie było tak źle. Wirusowa rzeczywistość pokazała, że miejsca takie jak Okiennice czyli małe apartamenty na końcu świata, z dala od tłumów maja potencjał. Dają też nadzieję, że branża turystyczna przetrwa. Bardzo nas to cieszy i liczymy, że nawet gdy juz wszystko wróci do normalności, Okiennice nadal będą cieszyć się zainteresowaniem gości.

Zielone Okiennice

Jak widać, wirus namieszał. Pozwolił się nam jednak przekonać, że jesteśmy elastyczni i nie tylko potrafimy sobie poradzić ale tez wyciągamy wnioski z sytuacji. I nawet w tak trudnym czasie wyjechać (fizycznie i psychicznie)  i poczuć się jak na wakacjach.

Jestem ciekawa, jak Wam udało się przetransformować swoje urlopowe plany. A może nie musieliście tego robić i wszystko przebiegło zgodnie z wcześniej zapisanym scenariuszem? Dajcie znać – czekam 🙂

Berlin Do zobaczenia W podróży

Do zobaczenia w Berlinie. Muzeum Barberini

24 stycznia 2020

Dawno nie podróżowaliśmy, a że zbliża się weekend, mam kolejną propozycję.  Podpięłam ją pod kategorię „Berlin” ale tak naprawdę to Poczdam. Myślę, że większość turystów odwiedzających to miejsce, przyjeżdża do Poczdamu przy okazji Berlina. A szkoda, bo to naprawdę interesujące miasto. Ale do rzeczy – zapraszam do poczdamskiego Muzeum Barberini.

Muzeum Barberini

             Muzeum Barberini

Można powiedzieć, że to jedno z najmłodszych muzeów w regionie. Zostało założone w styczniu 2017, a inicjatorem jego powstania jest Hans Plattner. Zbiory to z resztą prywatna kolekcja tego niemieckiego przedsiębiorcy. Zebrał on tutaj około osiemdziesiąt obrazów takich sław jak Monet, Reinor czy Munch.  W muzeum organizowane są też tematyczne wystawy czasowe. Sama odwiedziłam Barberini, gdy prezentowane były tam (i są nadal) mało znane obrazy van Gogha. W lutym będzie można zobaczyć krajobrazy Moneta, a w czerwcu orient oczami Rembrandta. Jak widać, organizatorzy bardzo się starają, by wystawy prezentowały sztukę z najwyższej półki. Doceniają to odwiedzającym muzeum. Sama była tam w poniedziałkowy ranek. Na kilkanaście minut przed otwarciem, do wejścia ustawiła się już spora kolejka. Druga, jeszcze większa powstała przed wejściem dla grup zorganizowanych. I niech mi ktoś powie, że ludzie nie chodzą do muzeów.

Wróćmy jednak do Barberini, a dokładnie do samej siedziby palcówki, bo to osobna historia. Barokowy pałac przy Alter Markt wzorowany jest na rzymskim Palazzo Barberini. Pomysłodawcą było oczywiście Fryderyk II Wielki. Początkowo w pałacu mieściła się restauracja i browar; później mieszkania czynszowe i biura kulturalnych organizacji poczdamskich. W czasie drugiej wojny światowej, Barberini został doszczętnie zrujnowany. Odbudowano go w latach 2013-2016 ze środków przekazanych przez Hansa Plattnera.

Muzeum czynne jest od 10:00 do 19:00, we wszystkie dni tygodnia poza wtorkiem. Bilet normalny kosztuje 14 €, ulgowy – 10. Obiekt jest w pełni dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych.

Berlin Do zobaczenia W podróży

Do zobaczenia w Berlinie. Ogród botaniczny

22 listopada 2019

Nie wiem jak dla Was ale dla mnie, listopad to miesiąc bardzo trudny do przejścia. Oczywiście ze względu na pogodę. Nawet tegoroczny, bardzo łaskawy i obfity w piękne dni…pozostaje listopadem. Trzeba się jakoś wspomagać, żeby go przeżyć. Na wakacje w Maroko czy innych ciepłych Seszelach nie mogę sobie teraz pozwolić. Dlatego ratuję się „lokalnie” i namiętnie odwiedzam Ogród Botaniczny w Berlinie, do którego Was dzisiaj zapraszam. 

Botanischer Garten Berlin znajdujący się w dzielnicy Lichterfelde to część berlińskiego uniwersytetu i trzecia co do wielkości tego typu placówka na świecie. Jego początki sięgają końca XVI wieku, kiedy to w zupełnie innej lokalizacji (obecnie to Lustgarten na Wyspie Muzeów) cesarski ogrodnik hodował rośliny w wiadomym celu. Z czasem hodowla rozrosła się i zmieniła lokalizację. Do Ogrodu, który możemy odwiedzać w obecnej formie, pierwsi goście weszli w kwietniu 1903 roku.

Ogród ma powierzchnię 43 hektarów z czego ponad połowę zajmują park geograficzny oraz arboretum. Sporo miejsca poświęcono również na dwa stawy, gdzie prezentowana jest roślinność przybrzeżna. Pięknie prezentują się o każdej porze roku (nawet w listopadzie). Jednak na szczególną uwagę zasługuje „Ogród zapachu i dotyku” – dostosowany do potrzeb osób niewidomych i serce ogrodu czyli szklarnie 🙂

Początkowo było ich szesnaście, do dzisiaj przetrwało piętnaście w tym Wielka Szklarnia. Budowla wysoka na 23 metry i długa na 60 pamięta początki ogrodu. W niej właśnie można zobaczyć rośliny tropikalne, a dzięki specjalnej konstrukcji zapewniającej maksymalne nasłonecznienie  – poczuć się jak w tropikach. Nawet w listopadzie.

Ogród czynny jest przez codziennie (poza 24.12), od 09:00 do 20:00. Szklarnie zamykane są godzinę wcześniej. Bilet normalny kosztuje 6€, ulgowy – 3. Dostępne są również bilety rodzinne oraz całoroczne. Najprościej dostać się tutaj komunikacją publiczną – metrem i autobusem.