Książeczka w sam raz na świąteczne popołudnie. Niecałe dwieście stron do połknięcia w 2 godziny, bez większego zaangażowania. Przyznam szczerze – wielkie rozczarowanie pisarką. Jest jak zawsze Skandynawia i prowincjonalna Fjallbacka, jest “tajemnicza” śmierć – nawet sztuk dwie, jest jakaś zagadka i nawiązanie do Sherlocka Holmesa. A wszystko płytkie i nijakie. No, może jedna prawda wypływa tego kryminaliku: w stresującej sytuacji, na wierzch wychodzą największe brudy. Pozostaje nadzieja, że kolejna książka “królowej szwedzkiego kryminału”, to będzie stare, dobre pisanie.
Moja ocena: 2/10
Brak komentarzy