Przyajzd tutaj rozwiązał jeden z największych problemów, z jakimi jako kobieta miałam do czynienia w cywlizowanym świecie, mianowicie: „Co ja mam ubrać?!?!?” Odpowiedź jest prosta – mundur i wysokie za kostkę buty. Jest co prawda wybór między jasnym i ciemnym czyli beżowym i zielonym ale to tylko kwestia kolorystyki. Jako blada blondynka (nie złapałam jeszcze konkretnej opalenizny) marnie wyglądam w zielonej kolorystyce. W związku z tym pozostaje mundur w kolorstyce polowej (czyt. jasne ciapki). Przy tak ograniczonej opcji wyboru można się jeszcze zdecydować na komplet pierwszy albo drugi. Jeśli oczywiście zaden nie jest w tym momencie w pralni. Bo tak też być może.
Kolejne przyzwyczajenie, którego bardzo szybko się tutaj nabywa związane jest z odżywianiem, a konkretnie spożywaniem posiłków. Trzykrotna (zazwyczaj w ciagu dnia) wizyta na bazowej stołówce przebiega wg tego samego schematu. Wejście, podpis na liscie,obowiązkowe mycie i odkażanie łapek, jednorazowe, plastikowe sztućce, jednorazowa, papierowa tacka i wędrówka wzdłuż lad z jedzeniem. Po konsumpcji jednorazowa „zastawa” ląduje w kuble. Koniec posiłku. Praktyczne (jak na wojenne warunki) i wygodne. A co po powrocie do kraju? Czy wchodząc do kuchni odruchowo złożysz podpis na liście zakupów? Po posiłku wrzucisz talerz do kosza na śmieci? A może jedna opcja posiłku do wyboru to za mało?
Innym udogodnieniem wynikającym z zastałych warunków jest opcja prania. Jako rodzaj żeński, jednym z wrodzonych chyba przyzwyczajeń jest segregacja poprzedzająca proces prania. A więc dzielimy ze względu na kolory, na stopień zabrudzenia, temperaturę prania, rodzaj tkaniny. Afganistan rozwiazuje wszysktkie te problemy. Armia wyposaża Cię w siatkowy worek na pranie, amerykańskie PX oferuje specjalne „szmatki” o charakterze piorąco-ochronno-zapachowym. Pakujesz wszystko w worek, dorzucasz szmatkę i zanosisz do pralni. Odbierasz czyste i suche po dwóch dniach. Jedyne przed czym ani armia, ani zaczarowane „szmatki” nie chronią to temperatura prania i działanie suszarki. Przekonałam się o tym już po pierwszym praniu. T-shirty podarowane mi przez armię wróciły w rozmiarze XXS, a sam materiał przypominał fakturą liść kapusty włoskiej. Podobnie rzecz się ma z innymi częściami garderoby. Efek „liścia kapusty” szczególnie interesująco wygląda na mundurze. Od razu wyjaśniam – żelazko w tych warunkach to rarytas. Tym samym roziwązany jest kolejny problem – praoswanie.
Wojskowe życie w warunkach wojennych jest jak widać bardzo proste i zupełnie nieskomplikowane. Tylko co będzie po powrocie do kraju?
Brak komentarzy